Endorfiny w służbie bankowości

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2014-06-27 00:00

Niegdysiejszy trucht Mariusza Klimczaka zamienił się w galopujący projekt społeczny i całkiem realne marzenia o wyścigu na setkę. Kilometrów oczywiście.

Mariusz Klimczak.

MARIUSZ KLIMCZAK: GALOPUJĄCY PROJEKT SPOŁECZNY (FOT. MW)
MARIUSZ KLIMCZAK: GALOPUJĄCY PROJEKT SPOŁECZNY (FOT. MW)
None
None

Ukończył fizykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i podyplomowe studia z rachunkowości na poznańskiej Akademii Ekonomicznej. Był m.in. prezesem spółki Amper i wiceprezesem banku PKO BP. Od 2008 r. prezes Banku Ochrony Środowiska.

W minione wakacje było tak: — Spakowałem rano plecak, zawiązałem buty i poszedłem biegać. Po pięciu godzinach i 45 kilometrach w nogach wróciłem szczęśliwy do domu. Wziąłem prysznic i poszliśmy z żoną do restauracji. Byłem świeży, bez przytłaczającego zmęczenia. To naprawdę świetne uczucie, świadomość, że można. Jeszcze kilka lat temu nie odważyłbym się nawet pomyśleć, że mam przebiec 45 kilometrów, nie mówiąc już o dobrym samopoczuciu po takim biegu — mówi Mariusz Klimczak, prezes Banku Ochrony Środowiska (BOŚ).

Stereotypowo jest tak, że kto jak kto, ale szefowie banków przesadnie nie przepadają za wylewaniem siódmych potów. No chyba, że chodzi o sprawy życia i śmierci, czytaj: pieniądze. A Mariusz Klimczak pewnego dnia pewnej wiosny wciągnął nieco za duży brzuch, wspomniał nastoletnie lata, sport był jego żywiołem, i zdecydował: czas pobiegać.

Rezultat to nie tylko pięć maratonów w nogach, ale i realizacja misji społecznej: trzech z pięciu członków zarządu banku biega regularnie, a bankowa fundacja cyklicznie wspiera treningi kilkudziesięciu biegaczy — pracowników banku — w całej Polsce. Będzie BOŚ Maraton?

— Cieszy przede wszystkim to, że coraz więcej osób z banku biega. Kto wie, może kiedyś wszyscy spotkamy się na jednym maratonie. Czy będzie to BOŚ Maraton? Mogę jedynie potwierdzić, że mamy wiele propozycji związanych z bieganiem. Na razie jednak skupiamy się na wewnętrznych działaniach zachęcających ludzi do tego sportu — zaznacza Mariusz Klimczak. I zaraz z zapałem opowiada, jak uruchomienie własnych mięśni odpaliło formułę „Prezes 2.0”. Zgodnie z jej zasadami w bagażniku służbowego auta obok pokrowca z garniturem wylądował pakunek z ciuchami na spontaniczne przebieżki.

Łamigłówką w żebra

Ten pierwszy biegowy krok pamięta bardzo dobrze, bo i czasu dużo nie upłynęło, a data charakterystyczna — 3 maja 2011 r. Wypad nad morze do teściów, sprzęt zakupiony, włącznie z pasem mierzącym tętno i zegarkiem do biegania.

— Ruszać się trzeba z głową, szczególnie w przypadku faceta po czterdziestce — tłumaczy prezes BOŚ. Już po pierwszych kilkuset krokach pulsometr oszalał, serce dudniło o żebra.

— Były to zaledwie trzy kilometry, czyli niby nic, ale po biegu na takim dystansie i to w niezbyt wygórowanym tempie myślałem, że wyzionę ducha. Pomiar tętna wskazywał wartości graniczne — ponad 175 uderzeń na minutę. Ale się nie poddałem. W kolejnych dniach i tygodniach dołożyłem kilometr, potem następny, aż wreszcie po 10 kilometrach poczułem przyjemność swobodnego biegu — wspomina finansista.

No i jesteśmy w sferze emocjonalnej biegania, w takich rejonach, o których pewnie większość niebiegających słyszała, a czego nie doświadczyła: że po bólu i wytrwałości potrzebnych do pokonania bariery 40-50 minut swobodnego biegu czeka nagroda nie tylko w postaci wybuchu endorfin, eksplozji radości. Bieganie dla Mariusza Klimczaka stało się nie tylko dążeniem do przyjemności, ale też ćwiczeniem psychicznym, elementem duchowej pracy nad sobą. Można by rzec — stało się przewagą konkurencyjną nad niebiegającymi bankierami. Nie jest tajemnicą, że najdłużej wysoką biznesową formę zachowują ci, którzy nie dają się utopić w beczce stresu.

— Podczas biegu myślę o domu, pracy, rozwiązuję życiowe łamigłówki. Trening to duże odstresowanie po dniu pracy. Z reguły biegam wieczorem. Obowiązki domowe, rodzinne powodują, że gdybym chciał biegać przed pracą, musiałbym wstawać o 5 rano, a to — szczególnie zimą — raczej mało wykonalne — opowiada szef BOŚ.

Książka w butach

Nie byłby sobą, gdyby pozostał na poziomie regularnego truchtu po parku. Po kilku miesiącach bieganie wciągnęło go na tyle, że postanowił kontynuować przygodę z nowym celem na horyzoncie — maratonem. To był strzał w dziesiątkę, idealny dystans dla ambitnego menedżera, który chce usystematyzować trening. W przygotowaniach do dystansu 42 km prezes BOŚ poszedł dwutorowo. Postanowił wzmacniać ciało, ale i głowę, zanurzając się w lekturach na temat treningu maratońskiego.

— Uważam, że każdy jest w stanie przebiec maraton, byleby robić to z głową właśnie. Przy takich dystansach każdy szczegół ma znaczenie, także w kontekście kontuzji. W moim pierwszym maratonie w Warszawie biegłem w butach, których wcześniej nie używałem do biegów dłuższych niż 20 kilometrów. To był błąd — tłumaczy prezes maratończyk. Następstwem był uporczywy tygodniowy ból piszczeli, do którego dołożyła się także zła technika biegu. Czas na mecie? Poniżej 4,5 godziny. I duma tłumiąca ból. Do kolejnych maratonów menedżer jeszcze się wzmocnił w sferze teorii, układając rytm i sposób treningu, minimalizując w ten sposób ryzyko kontuzji. W 2013 r. pobiegł dwa maratony, we wrześniu wycisnął 4.05. Cel na 2014 r. był jasny — złamać cztery godziny.

Okazja ku temu była w marcu w Rzymie. Nie udało się. — Byłem podziębiony, na całej trasie lało, było tłoczno, nie było warunków do szybkiego biegania. Zamiast załamywać ręce i nogi, wróciłem do Warszawy, na rozbieganie zrobiłem półmaraton i dwa tygodnie później już finiszowałem w Orlen Maratonie. Z „życiówką” — cieszy się Mariusz Klimczak. Teraz wynosi ona 3.53. Kolejny cel to 3.45. A dalej? Może 3.30 dające bez losowania przepustkę na start w największych imprezach biegowych w Bostonie czy Nowym Jorku?

— Boston to na pewno jest przeżycie, jednak 3.30 będzie ciężko zrobić bez jeszcze intensywniejszych treningów, a na nie może mi zabraknąć czasu. Ostatnio ciągnie mnie w nieco inną stronę. Kolega z zarządu namawia mnie na triathlon. Od miesięcy szlifuję pływanie. Przymierzam się też do biegów, w których liczy się nie szybkie tempo, lecz wytrzymałość. Mam na myśli wyścigi na 60- -100 kilometrów — mówi prezes BOŚ.

Projekt Krynica

I z pasją zaczyna opowiadać o Krynicy, a forum gospodarcze zajmuje ułamek relacji. Reszta to charakterystyka tamtejszego biegu górskiego na niemal 70 km. Jeśli szef banku zdecyduje się na start, to być może spotka na trasie któregoś z biegaczy trenujących w ramach akcji prowadzonej przez Fundację BOŚ. Bo sportowa pasja prezesa świetnie się sprawdza jako idea społecznej odpowiedzialności biznesu i to w kilku jej aspektach.

Raz — to promowanie zdrowego trybu życia i diety wśród pracowników banku: prezes skutecznie zachwala innym posiłki pozbawione mąki pszennej i cukru. Do tego sprawy krajoznawcze — poznawania miasta w rytmie spalania 90 kilokalorii na kilometr nie da się, jego zdaniem, porównać z niedzielnym spacerem. No i oczywiście zarażenie otoczenia wizją produkcji endorfin.

— Mój kierowca rzucił palenie i postanowił się poruszać, ma niezłe wyniki. Żona? Oczywiście, że zaczęła biegać — zwierza się Mariusz Klimczak. &