Enea nie chce być gorsza od PGE i Tauronu

MZAT, MICH
opublikowano: 2012-04-25 00:00

Energetycy mogą poszukać gazu łupkowego. Nie wiadomo jednak, jak ma wyglądać spółka, w której pierwsze skrzypce chce grać PGNiG.

Ciągnie swój do swego — z kwartetu państwowych gigantów, zainteresowanych wspólnym poszukiwaniem gazu z łupków zrobił się kwintet. Do Polskiej Grupy Energetycznej (PGE), Tauronu i KGHM, rozmawiających o współpracy z posiadającym koncesje na poszukiwania PGNiG, dołączyła oficjalnie poznańska Enea. List intencyjny podpisano w poniedziałek. Przy okazji koncerny dały sobie więcej czasu na podjęcie wiążących decyzji — po lutowych negocjacjach kwartetu PGNiG zapewniał, że szczegółowe zasady współpracy zostaną ustalone do końca kwietnia. Teraz jest mowa o końcu czerwca.

PGNiG ma 15 koncesji na poszukiwania nad Wisłą gazu z łupków. Rozmowy z pozostałymi koncernami dotyczą — przynajmniej oficjalnie — tylko prac na jednym z bardziej obiecujących obszarów koncesyjnych: Wejherowo. PGNiG rozpoczęło tam wstępne prace już w 2010 r., teraz — po potwierdzeniu występowania gazu — przygotowuje się do wykonania odwiertu poziomego. Analitycy pozytywnie oceniają ruch Enei.

— To korporacyjnie dobry pomysł, Enea nie ma własnych złóż, więc nie może sobie pozwolić na nieuczestniczenie w projekcie nawet czysto hipotetycznego źródła kopalin. Dla spółki to szansa, by mieć tani i względnie ekologiczny surowiec — ocenia Paweł Puchalski, szef działu analiz DM BZ WBK. Znalezienie gotówki na łupki też nie powinno sprawić Enei kłopotów.

— Enea ma przed sobą duże wydatki w związku z budową nowego bloku energetycznego w Kozienicach, ale ze znalezieniem pieniędzy na inwestycję w łupki nie powinno być problemu — zwłaszcza na tak wczesnym etapie, kiedy nie są to wielkie kwoty. Nie znamy żadnych szczegółów na temat przyszłej współpracy państwowych koncernów, więc na razie trudno ocenić, co z tego wyjdzie. Piłka jest po stronie PGNiG — mówi Kamil Kliszcz, analityk DI BRE.

Wciąż jednak nie wiadomo, na jakich zasadach energetycy i miedziowcy wspomogą PGNiG. Według jednej z koncepcji mają stać się dla gazowników inwestorem finansowym — wyłożą gotówkę na poszukiwania, a potem odbiorą ją w naturze, kupując wydobyty spod wejherowskich pól gaz po preferencyjnych cenach. Według drugiej — stworzą „łupkowego Polkomtela” — spółkę celową, do której PGNiG wniesie koncesję, a pozostali gotówkę. Taki wehikuł miałby poddać się ocenie rynkowej i zadebiutować na giełdzie, z której miałby pozyskać nawet około 1,5 mld zł. Kapitał tej spółki sięgnąłby 500-600 mln zł i wystarczyłby — bez finansowania zewnętrznego — na wykonanie 12 odwiertów.

Nieoficjalnie słyszymy, że koncepcja „łupkowego Polkomtela” powstała jeszcze wtedy, gdy resortem skarbu rządził Aleksander Grad — i to on miałby stanąć na czele potentata. Skarb państwa — który pod rządami Mikołaja Budzanowskiego, jest przeciwny koncepcji w takim kształcie — zarzeka się, że jest tylko „życzliwym obserwatorem” łupkowych podchodów państwowych gigantów.

— Ministerstwo zachęcało do nawiązywania współpracy i jesteśmy zadowoleni, że tak się dzieje. Spółki robią to z własnej inicjatywy, bez naszego udziału — mówi Magdalena Kobos, rzecznik resortu.

Polskie koncerny mogą też słyszeć zachęty ze strony… służb specjalnych. Jak piszemy dziś w „PB” Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w poufnych raportach rekomendowała polskim firmom wejście w łupki. Po co państwowym gigantom gaz z łupków?

Spółki mogą wykorzystać go dwojako — albo potraktować jako niezależną nogę biznesu, albo użyć do swoich bloków. Enea deklarowała chęć budowy obok nowego bloku węglowego w Kozienicach drugiego — gazowego — który mógłby ruszyć w 2018/2019 r. Tauron zaangażowany jest w budowę bloków gazowych w Stalowej Woli, Katowicach i Kędzierzynie-Koźlu.

Dużą gazową inwestycję w energetyce ma zaplanowany też ostatni nieobecny z państwowych spółek energetycznych — gdańska Energa (900 MW w Grudziądzu).