Co się odwlecze, to nie uciecze. Zgodnie z tą filozofią Marek Woszczyk, szef Urzędu Regulacji Energetyki (URE), przesunął uwolnienie cen energii w ostatniej taryfowanej grupie — grupie G, obejmującej odbiorców indywidualnych. Miał ją uwolnić 1 stycznia 2013 r., a uwolni — na początku 2015 r. Rynku ta decyzja nie cieszy.

— Im szybciej, tym lepiej. Szykowaliśmy się na 2013 r., dwa lata opóźnienia uważamy za złą informację — mówi Janusz Moroz, członek zarządu w RWE Polska. Wtóruje mu Dariusz Lubera, prezes Tauronu.
— Jestem lekko zaskoczony tą informacją. Trudno mi w to uwierzyć. Uwolnienie miało nastąpić o wiele wcześniej — komentuje szef Tauronu.
Drobni stają się rentowni…
Argumentów przemawiających za opóźnieniem nie widzi też Paweł Owczarski, prezes Energii dla firm, niezależnego dostawcy prądu. — Uwolnienie taryfy G to polityczna decyzja i w zasadzie nie widzę przeszkód ku jej podjęciu. Zwłaszcza że odbiorcy indywidualni w końcu zaczynają być rentowni jako grupa biznesowa — argumentuje Paweł Owczarski.
Jak to możliwe, że grupa, do której firmy energetyczne od lat dopłacają, zaczyna dawać zarobić? Szef Energii dla firm wskazuje, że hurtowe ceny energii ostatnio spadają, bo spada popyt na prąd. Jednocześnie firmy energetyczne przedstawiają URE do zatwierdzenia coraz wyższe taryfy — ceny dla odbiorców indywidualnych rosną w nich rokrocznie o 4-8 proc.
— W efekcie w tym roku, po raz pierwszy, marża na klientach indywidualnych jest niemal zerowa. A w przyszłym roku ma wreszcie szansę być dodatnia. Wtedy wreszcie wytworzy się rynek — tłumaczy Paweł Owczarski. Eksperci niechętnie spekulują na temat tego, jak ceny energii dla odbiorców indywidualnych zachowają się po ich uwolnieniu.
— Prawdopodobnie wzrosną, ale nie sposób przewidzieć, o ile. Zależy, jaka będzie sytuacja na rynku za dwa lata. Gdyby uwolnione zostały teraz, w sytuacji nadpodaży energii, to wzrosłyby zaledwie o kilka procent — szacuje Dariusz Lubera.
— Na pewno nie spodziewam się znaczących zmian cen — konkurencja da o sobie znać — przewiduje Stanisław Poręba z Ernst & Young.
…a za granicą już są wolni
Na przykłady z innych państw powołuje się Janusz Moroz. — Na innych rynkach nie widać było reguły — po deregulacji ceny czasem rosły, czasem spadały. Trudno przewidzieć — uważa Janusz Moroz.
Paweł Owczarski lubi przywoływać przykłady Czech i Słowacji, gdzie na rynku energii uwolniony został jednocześnie segment przemysłowy i indywidualny. — Polska pozostaje ewenementem w regionie — zauważa Paweł Owczarski.
— To prawda, że nasi południowi sąsiedzi postawili na szybszą deregulację, ale w istocie nie zaowocowała ona rozwojem niezależnych dostawców. Polski rynek energetyczny wygląda mimo wszystko zdrowiej — zauważa Stanisław Poręba.
Przestrzega też przed popularnym porównywaniem Polski do bardzo
liberalnego rynku brytyjskiego. — Faktycznie, w początkach lat 90.
brytyjski regulator przełamał dramatyczne opory wielu interesariuszy i
przeprowadził deregulację rynku. Brytyjczycy to jednak inne
społeczeństwo, inne warunki bytowe, inna tradycja demokracji. My musimy
iść inną drogą — zauważa Stanisław Poręba.