Akcje giełdowych spółek energetycznych już dawno nie cieszyły się takim wzięciem. Branżowy subindeks WIG-Energia urósł w miesiąc o ponad połowę. W poniedziałek już spadał, ale można mieć nadzieję na powrót do wzrostów. O tym, czy tak się stanie, zadecydują… ruchy rządu.

Odbicie, ale od dna
— Patrząc na ostatnie zwyżki kursów spółek energetycznych, warto pamiętać, że ich notowania odbiły się po prostu od historycznie niskich poziomów — uspokaja jednak inwestorów Robert Maj, analityk Ipopema Securities.
W połowie marca akcje PGE kosztowały mniej niż 3 zł, obciążone wieściami o epidemii i zamrażaniu gospodarki. Na wzrost — jak zauważa Robert Maj — wpłynęły zaś informacje o luzowaniu obostrzeń, co przełożyło się na lepszy sentyment inwestorów do rynków wschodzących, a także na zwiększenie apetytu na ryzyko.
— W przypadku PGE na kontynuację wzrostu wpływ miały też bez wątpienia deklaracje prezesa dotyczące pomysłu wydzielenia aktywów węglowych ze wszystkich państwowych grup energetycznych. Sam pomysł nie jest może nowy, z powodzeniem zrealizowała go już np. energetyka niemiecka, ale szef PGE jako pierwszy w Polsce jasno tę koncepcję sformułował — podkreśla Robert Maj.
Prezes mówi, kurs rośnie
Wojciech Dąbrowski, prezes PGE, o wydzielaniu aktywów mówił pod koniec kwietnia w wywiadzie dla agencji Bloomberg, a na początku maja w „PB”. Przedstawił koncepcję stworzenia nowego państwowego podmiotu, pod którego skrzydłami mogłyby się znaleźć wszystkie aktywa węglowe grup energetycznych oparte na węglu kamiennym i brunatnym. W kolejnych tygodniach Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych, ocenił ten pomysł jako „godny rozważenia i traktowany poważnie” (też na łamach „PB”).
— Gdyby wydzielenie aktywów węglowych zostało rzeczywiście zrealizowane, to dla inwestorów byłaby to dobra informacja — uważa Robert Maj.
Podobnego zdania jest Kamil Kliszcz, analityk BM mBanku.
— Taka perspektywa istnieje i wydaje się coraz bardziej realna, skoro prezes PGE już kilkakrotnie mówił o swoim pomyśle, a minister aktywów państwowych publicznie uznawał to za pomysł wart rozważenia. Nie było dotychczas dementi, nie było protestów, również społecznych. Z każdą wypowiedzią opcja przeprowadzenia takiej operacji wydaje się bardziej realna. A inwestorów nastraja to optymistycznie. Wierzą, że nie skończy się tylko na pomysłach — ocenia Kamil Kliszcz.
PGE na pewno skorzysta
Na co inwestorzy mogą mieć nadzieje?
— Polskie spółki energetyczne stałyby się łatwiej porównywalne ze spółkami zachodnioeuropejskimi, mogłyby więc trwale zagościć na ich radarach. Choć oczywiście nadal odróżnia je brak dywidend — wskazuje Robert Maj.
Jego zdaniem wydzielenie węglowej firmy byłoby najsilniejszym motorem wzrostu dla akcji PGE i Tauronu. Na profity dla PGE wskazuje też Kami Kliszcz.
— W PGE uzyskanie korzyści z podziału może być najszybsze i najprostsze. Aktywa czyste, czyli OZE, dystrybucja i obrót, mają w tej grupie podobną wagę co aktywa „brudne”, węglowe. Mogą więc powstać dwa podmioty, wciąż duże, które poradzą sobie na rynku — uważa analityk.
W przypadku Enei sytuacja — jak podkreśla Kamil Kliszcz — jest inna, ponieważ jej biznes węglowy stanowi trzon dochodów grupy. Gdyby został wydzielony, to powstaje pytanie: czy będzie finansować OZE, czy będzie wypłacać dywidendę?
— W Tauronie z kolei na bazie kopalni i wytwarzania konwencjonalnego trudno byłoby stworzyć osobną samowystarczalną spółkę z uwagi na niską rentowność — ocenia Kamil Kliszcz.
Cała operacja miałaby najmniejszy wpływ na Energę.
— Po zmianie paliwa dla bloku w Ostrołęce Energa jest już w zasadzie po transformacji — dodaje Kamil Kliszcz.
Niemiecka droga kusi
Niemiecka energetyka ma już podobną transformację za sobą. Cała operacja objęła lub stworzyła takie firmy jak E.ON., RWE, Innogy czy Uniper. Zmiany rozpisano na wiele lat, po drodze wydzielano firmy, wprowadzano na giełdę, wymieniano się aktywami.
— W efekcie powstały wyspecjalizowane podmioty, a całą operację można oceniać jako udaną — uważa Kamil Kliszcz.
Polska PGE uznała najwyraźniej, że potrzebuje podobnej operacji.
— Oczywiście nadal nie wiemy, jakie będą decyzje, bo jest to dopiero początek drogi. Wiadomo jednak, co za pomysłem wydzielenia aktywów stoi — tłumaczy Kamil Kliszcz.
Po pierwsze, sektor energetyczny ma ambitne plany inwestycyjne, a jednocześnie napotyka opór instytucji finansowych, które nie chcą finansować węgla. Ten opór będzie się tylko zwiększał. Po drugie, Unia Europejska zamierza realizować politykę Zielonego Ładu, co daje Polsce możliwość pozyskania finansowania na transformację. Wreszcie po trzecie, zmienia się nastawienie społeczeństwa do transformacji. Politycy widzą, że poparcie można łatwiej uzyskać za pomocą haseł dotyczących czystej energii, a nie obrony kopalni.
— Dlatego, jeśli pomysł wydzielenia węgla nie napotka barier, nie zostanie wycofany, to akcje spółek energetycznych będą jeszcze miały potencjał do wzrostu — zauważa Kamil Kliszcz.
Napęd z Ostrołęki
Notowania energetyki rosną jednak nie tylko na zapowiedziach prezesa PGE. Robert Maj widzi tu jeszcze makroekonomię.
— Dołożyły się też malejące ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla, a także taniejący węgiel. To oznacza, że przy spadających kosztach zmiennych polskiej energetyce relatywnie łatwiej stawić czoła obecnemu kryzysowi, który przekłada się na mniejszy popyt na energię — tłumaczy Robert Maj.
O tym, że ceny węgla zareagowały szybko i spadają, świadczy np. niedawny komunikat Bogdanki, dotyczący umowy z Elektrownią Połaniec. Na jego podstawie Robert Maj szacuje, że ceny spadły o „wysokie kilka procent”.
— W przypadku Enei i Energi motorem wzrostu była też bez wątpienia informacja o zmianie paliwa [z węgla na gaz — red.] w budowanym właśnie bloku w Ostrołęce. Ponadto nie wszyscy pamiętają o przychodach z rynku mocy, które pojawią się już za sześć miesięcy. To też argument za wzrostami — wylicza Robert Maj.
Jego rekomendacje dla Energi i Enei, z końca kwietnia, brzmią „kupuj”.
— Uważam, że po zmianie paliwa w Ostrołęce ich wartość jest wciąż wyższa od obecnej wyceny giełdowej — tłumaczy analityk.
Multi-Orlen budzi niepokój
Podczas gdy firmy energetyczne planują zrzucenie węglowego balastu i uproszczenie biznesu, PKN Orlen, paliwowy koncern kontrolowany przez państwo, idzie w kierunku multisektorowego czebola. Przejął już Energę, rozmawia z Komisją Europejską o przejęciu Lotosu, zapowiada też kolejne transakcje. Agencja Reuters napisała ostatnio o apetycie Orlenu na gazowy PGNiG. Robert Maj patrzy na te zapowiedzi sceptycznie.
— O ile przejęcie przez Orlen Lotosu byłoby logiczne, o tyle przejmowanie Energi, co już się stało, a w przyszłości potencjalnie PGNiG, logiki ma mniej. Obawiałbym się gigantycznych i niezarządzalnych struktur, zatrudniających dziesiątki tysięcy pracowników — twierdzi Robert Maj.