Firma Kataryniarz to eksporter do Niemiec

Ryszard Gromadzki
opublikowano: 2004-05-27 00:00

Piotr Patora, choć jest kataryniarzem, płaci tantiemy ZAIKS, a nawet... poprawia polski bilans płatniczy.

Cylinder, smoking, muszka, czarne lakierki to atrybuty, z którymi od roku nie rozstaje się Piotr Patora, jeden z nielicznych licencjonowanych kataryniarzy w Polsce.

— Imałem się różnych zajęć, a że lubię muzykować, szukałem pomysłu na biznes, który łączyłby się z muzyką — mówi Piotr Patora z Nowego Tomyśla (woj. wielkopolskie).

Muzyk wynalazł zgrabną niemiecką katarynkę Deleica, odrestaurował ją i oficjalnie zarejestrował firmę Kataryniarz. W tym momencie na jego artystyczno-biznesowej drodze pojawiły się przeszkody.

Kłopoty z rejestracją

— Pierwszy kłopot miałem z zarejestrowaniem swojej działalności. Urzędnicy zachodzili w głowę, jak potraktować kataryniarstwo. Okazuje się, że twórcy Polskiej Klasyfikacji Działalności (PKD) uznali pewnie, że katarynka to XIX-wieczny przeżytek i nie przewidzieli osobnego oznaczenia. W końcu to, co zamierzałem robić, potraktowano jako „działalność rozrywkową nigdzie indziej nie sklasyfikowaną” — opowiada Piotr Patora.

Taki zapis widnieje na zaświadczeniu z urzędu statystycznego.

— Noszę to zawsze przy sobie, bo nieraz podczas występów policjanci pytali mnie o jakiś papier — tłumaczy Piotr Patora.

Kiedy wątpliwości co do PKD się wyjaśniły, kataryniarzem zainteresował się ZAIKS.

— Jego przetstawiciele uznali, że moja działalność to odtwarzanie muzyki i zażądali tantiem. Spierałem się, bo to, co wygrywam na katarynce, to utwory mocno przetworzone w stosunku do pierwowzorów. Poza tym, niektóre mają po 50 i więcej lat, i z tego, co wiem, prawa autorskie do nich wygasły — argumentuje kataryniarz.

W końcu osiągnięto kompromis. Teraz Piotr Patora myśli o zakupie małpki kapucynki, która uatrakcyjniałaby show. To jednak inwestycja kilku tysięcy złotych.

Aura nie sprzyja

Piotr Patora opowiada, że jego praca to nie jest łatwy kawałek chleba.

— Starcza na ZUS, utrzymanie rodziny i drobne przyjemności, żadne kokosy — mówi kataryniarz.

Gra wszędzie, gdzie go zapraszają: na festynach, jarmarkach, weselach, imieninach, uroczystych kolacjach, imprezach reklamowych. Stawka: od 500 do tysiąca złotych za imprezę, plus to, co ludzie wrzucą do cylindra.

— Brakuje mi kolorowych jarmarków, o których śpiewał Laskowski. Zima w Polsce jest taka długa — mówi melancholijnie Piotr Patora.

Zimą, kiedy zapotrzebowanie na jego usługi jest mniejsze, ratuje się okazjonalnymi występami w Niemczech, w przedszkolach i szkołach.

Na pytanie, czy nie zdarzają mu się chwile, gdy ma dość katarynki, odpowiada:

— Czasami tak, ale potrafię to odreagować. Mam z kolegami kapelę bluesową. Najczęściej gramy kawałki Dżemu i Tadka Nalepy — mówi kataryniarz.