Fortuny ze światowej sieci

Kamil Kosiński
opublikowano: 2006-09-27 00:00

Historia fortun internetowych to historia ludzi, którzy nie obawiali się przełamać konwencji. Jak Henry Ford, który zmienił oblicze przemysłu.

Jesienią 2005 r. pewna amerykańska spółka giełdowa ogłosiła, że za 2,5-4 mld dolarów jest gotowa przejąć przynoszącą straty firmę, mającą 7 mln dolarów przychodów. Przejmowana firma została założona przez Szweda Niklasa Zennstroma i Duńczyka Janusa Friisa, zarejestrowana w Luksemburgu, siedzibę miała w Londynie, opierała się na pracy Estończyków, a za drugi co do ważności rynek na świecie uważała Polskę. Najwięcej klientów miała oczywiście w Stanach Zjednoczonych, ale tam szefowie firmy woleli się nie pojawiać, bo groziły im procesy za wcześniejszą działalność. Takie było właśnie tło przejęcia Skype’a, operatora telefonii internetowej, przez eBay, internetowy dom aukcyjny. Założyciele Skype’a unikali wycieczek za Atlantyk, bo w 2000 r. stworzyli program KaZaA, umożliwiający internautom wymienianie się muzyką i filmami. Kilka tygodni po jego sprzedaży koncerny rozrywkowe przystąpiły do ofensywy przeciwko twórcom i użytkownikom tej aplikacji.

Jednak u zarania internetu nie było mowy o miliardowych fuzjach, rajach podatkowych i sądowych awanturach z udziałem najdroższych prawników. Jego twórcy rozważali raczej kwestię… nuklearnej zagłady ludzkości.

Bomby atomowe i altruiści

Prace nad internetem rozpoczęły się w 1969 r. i były finansowane przez jedną z agend obronnych rządu Stanów Zjednoczonych. Celem projektu, któremu nadano kryptonim ARPANET (Advanced Research Projects Agency Network), było stworzenie sieci komputerowej mogącej przetrwać atak nuklearny. Eksperymentalna sieć ARPANET odniosła tak duży sukces, że wiele dołączonych do niej organizacji zaczęło wykorzystywać ją do normalnej, codziennej wymiany danych.

ARPANET stosował pierwotnie kilka różnych sposobów identyfikowania komputerów i dopiero prace Jonathana Postela na początku lat 80. XX w. doprowadziły do ich unifikacji w postaci obecnie znanej. Jonathan Postel stworzył też w latach 1982-83 drugi podstawowy filar internetu: system DNS, który wiąże numery IP komputerów z hierarchicznie budowanymi nazwami domen internetowych.

Mniej więcej w tym samym czasie rozdzielono część wojskową od cywilnej, której nadano właśnie nazwę internet. Przejęły go uniwersytety i organizacje naukowe. Również osoby prywatne i instytucje komercyjne zaczęły dostrzegać korzyści płynące z jego wykorzystania. Jednak zakaz wykorzystywania go do celów komercyjnych obowiązywał do 1991 r.

Nieco wcześniej — w latach 1989-90 — Timothy Berners-Lee, Brytyjczyk pracujący w Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych (CERN), stworzył pierwotną wersję języka programowania HTML (hypertext markup language), czyli sposobu wyświetlania stron internetowych, definicję URL (uniform resource locator), czyli niepowtarzalnego adresu strony internetowej, i protokół HTTP (hypertext transfer protocol) nadzorujący przepływ informacji ze strony internetowej do komputera użytkownika. Jego prace uważane są za początek ery WWW (World Wide Web).

Wyścig po fortunę

Początek komercjalizacji sieci wiąże się jednak z powstaniem przeglądarki WWW. Jedną z pierwszych w miarę popularnych wśród ówczesnego wąskiego grona internautów była aplikacja o nazwie Mosaic, powstała w 1993 r. na amerykańskim Uniwersytecie Illinois. W świadomości społecznej produkt ten jednak nie funkcjonuje. Inaczej rzecz się ma z kolejnym dziełem Marka Andreessena, jednego z twórców przeglądarki Mosaic. Wiosną 1994 r. założył on firmę Netscape Communications, która pod koniec 1994 r. wypuściła na rynek Navigatora. Produkt ten błyskawicznie zmonopolizował rynek przeglądarek WWW. W 1995 r. Netscape wszedł na giełdę. Redukcja zapisów wyniosła 95 proc. Wtedy też internetem zainteresował się Microsoft, wówczas monopolista w segmencie systemów operacyjnych dla komputerów biurkowych. Firma Billa Gatesa i Paula Allena stworzyła Internet Explorera. W przeciwieństwie do Netscape Communications, Microsoft nie sprzedawał jednak swojego produktu. Rozdawał go za darmo, dodając m.in. do systemu operacyjnego. Właśnie za połączenie Explorera z systemem Windows rząd Stanów Zjednoczonych wytoczył Microsoftowi proces antymonopolowy. Zarzucił firmie nieuczciwe wykorzystanie przewagi w jednej branży dla uzyskania dominacji w innej. Warto bowiem pamiętać, że jeszcze Windows 95 nie miał żadnego narzędzia do oglądania stron WWW i włączenie takiej aplikacji do systemu operacyjnego było niewątpliwie krokiem milowym w rozwoju globalnej sieci.

Navigator przeszedł jednak do historii (formalnie ciągle istnieje, choć jest mniej popularny). W ostatnich podrygach Netscape sprzedał się America OnLine (AOL). Cena — 4,2 mld dolarów, dwa razy więcej niż wycena z giełdowego debiutu w czasach świetności. Były to jednak zupełnie inne czasy. Zaczęła się hossa internetowa. W kwietniu 1996 r. na giełdzie zadebiutował portal Yahoo! Jego twórcy — David Filo i Jerry Yang — z dnia na dzień stali się bogaczami. W dniu debiutu wartość rynkowa spółki sięgnęła 1,1 mld dolarów. Jeszcze dwa lata wcześniej Yahoo! było tylko prywatnym katalogiem ciekawych stron internetowych, prowadzonym przez dwóch doktorantów Uniwersytetu Stanforda. Dopiero wiosną 1994 r., gdy nie nadążali już z katalogowaniem szybko rozwijających się zasobów sieci, przekształcili swoje przedsięwzięcie w firmę. Sto tysięcy dolarów na rozruch wyłożył fundusz venture capital. Firma zatrudniła kilkanaście osób, a niedługo, dokonała innej epokowej operacji. Zaoferowała sprzedaż reklam na swojej stronie WWW. Jednym z pierwszych pięciu chętnych był Mastercard, system kart płatniczych.

Po Yahoo! przyszedł czas na księgarnię Amazon.com. Ten sieciowy supermarket przemysłowy — podobnie jak hardware’owy Hewlett-Packard — jest symbolem amerykańskiego mitu. Pierwszą siedzibą firmy był bowiem garaż Jeffa Bezosa. Był lipiec 1995 r. Firma upubliczniona w maju 1997 r. zasłynęła z przełamania pewnej konwencji na rynku wydawniczym. W czasach przed Amazon.com pisarz musiał przekonać wydawcę do wydania jego książki. Sprzedaży pomagały też pochlebne recenzje. Jeff Bezos miał to za nic. U niego swoje książki mógł sprzedawać każdy, kto je miał. Dzięki temu kilku powieściopisarzy, którzy wydali swe dzieła własnym nakładem, stało się bogatymi ludźmi mimo braku zrozumienia u wydawców i krytyków.

Pod koniec 1998 r. status spółki publicznej uzyskała eBay założona w 1995 r. To jedna z najbardziej znanych marek sieci, której początki są też najbardziej tajemnicze. Wynika to zapewne z osobowości założyciela firmy — Pierre’a Omidyara — który jak ognia unika dziennikarzy. Wiadomo właściwie tylko tyle, że do stworzenia serwisu pchnęła go narzeczona zbierająca plastikowe figurki i mająca kłopot ze skompletowaniem kilku okazów do kolekcji.

Umarł król, niech żyje król

Hossa internetowa trwała w najlepsze. Symbolem jej absurdalności stała się ta sama AOL, która przejęła Netscape. Ten dostawca amerykańskiej wersji Neostrady w 2000 r. połączył się z Time Warner, konglomeratem obejmującym m.in. wytwórnie filmowe, stacje telewizyjne i tytuły prasowe. Oficjalnie mówiło się o fuzji, a nową firmę nazwano AOL Time Warner, ale parytet wymiany akcji jasno wskazywał, że to AOL przejął Time Warner. Mało komu przeszkadzało, że mysz pożarła słonia. Z czasem sytuacja zaczęła się zmieniać. W 2003 r. AOL Time Warner pozbył się z nazwy trzech pierwszych liter związanych z częścią internetową, a Steve Case, współzałożyciel AOL, zrezygnował z funkcji prezesa medialnego konglomeratu na rzecz miejsca w radzie nadzorczej. Tę opuścił w listopadzie 2005 r.

Gdy w AOL Time Warner trwało pointernetowe sprzątanie i wydawało się, że poszukiwanie nowych miliarderów w internecie to zajęcie podobne do poszukiwania igły w stogu siana, ta igła zadziwiająco szybko się jednak znalazła. W sierpniu 2004 r. na giełdę wszedł Google, wyszukiwarka, która zdetronizowała poprzednie, bo miała to „coś”. Było to największe wydarzenie z dziedziny e–biznesu od czasu pęknięcia bańki internetowej. Trzeba jednak przyznać, że inwestorzy nie byli już tak entuzjastyczni jak w latach 90. XX wieku. Popyt mniejszy od oczekiwanego zmusił Larry’ego Page’a i Siergieja Brina — założycieli firmy — do zredukowania liczby akcji oferowanych w emisji publicznej o ponad połowę i obniżenia ich ceny z oczekiwanych 108-135 do 85 dolarów za jedną. Mimo to są dzisiaj miliarderami. Kto następny?