FRANCUSKIE BLOKADY UDERZAJĄ W POLAKÓW

Grzegorz Zięba
opublikowano: 2000-01-14 00:00

FRANCUSKIE BLOKADY UDERZAJĄ W POLAKÓW

Koszt przestoju ciężarówki podczas protestu na drogach wynosi 4 tys. DEM tygodniowo

WKALKULOWAĆ W KOSZTY: Firmy przewozowe, specjalizujące się w transporcie na terenie Francji, muszą uwzględnić ryzyko częstego blokowania dróg — mówi Krystyna Kamińska z firmy Trans-Cristell. fot. autor

Na terenie Unii Europejskiej blokowanie dróg jest specjalnością Francuzów. W żadnym innym kraju Europy Zachodniej nie spotyka się na ogół takich przeszkód. Jednak ze względu na centralne położenie Francji na kontynencie protesty te mają wyjątkowo uciążliwy charakter. Nawet krótkotrwałe przestoje, jak podczas ostatniego protestu, narażają polskich przewoźników na poważne straty.

— W innych krajach Unii Europejskiej czasami zdarzają się dłuższe przestoje związane z protestami urzędów celnych. Jednak nie są one tak uciążliwe jak zatrzymywanie ruchu na drodze. Rok temu francuscy rolnicy blokowali przejazdy przez dwa tygodnie. Jeden z naszych samochodów utknął w szczerym polu. Musieliśmy zorganizować kierowcy zaopatrzenie w żywność i środki higieniczne — opowiada Mirosława Piotrowska z firmy Brandt.

— Francuskie blokady są wyjątkowo szczelne i konsekwentnie prowadzone. Próby ominięcia protestujących kierowców mogą się skończyć zniszczeniem pojazdów — twierdzi Maciej Grabowski z firmy FM Logistic.

Wielu przewoźników na ogół musi cierpliwie czekać na koniec protestu.

— Teraz mieliśmy szczęście, bo blokady skończyły się po kilku dniach. Istniały poważne obawy, że tym razem potrwają one nawet do dwóch tygodni, a to mogłoby rozłożyć niejedną firmę przewozową — mówi Krystyna Kamińska z firmy Trans-Cristell z Poznania.

Jak na wojnie

Częste protesty na francuskich trasach zmuszają przewoźników do szukania różnych dróg wyjścia.

— Przede wszystkim należy nie wysyłać wozów tam, gdzie odbywają się blokady. To stwierdzenie może wydawać się pewnym truizmem, ale wielu mniej doświadczonych przewoźników nie wierzy w desperację i skuteczność Francuzów — twierdzi Jerzy Kotlewski z bydgoskiej firmy Transcrin.

— To bardzo luksusowa sytuacja, jeżeli z góry wiadomo, że czeka nas w danym miejscu i czasie blokada. Jednak Francuzi pod tym względem są zupełnie nieprzewidywalni. O tegorocznej akcji wcześniej nic nie wiedzieliśmy — dodaje Marcin Grabowski.

— Istnieje czasami możliwość objechania blokad bocznymi drogami. Nasze przedsiębiorstwo prowadzi głównie przewozy z Hiszpanii. Na granicy, w Pirenejach, mamy opracowane przejazdy bocznymi drogami na wypadek częstych blokad francuskich rolników. Jednak droga taka bywa bardzo niebezpieczna dla dużych ciężarówek. Kierowcom musi pomagać grupa przewodników — wywiadowców, którzy sprawdzają szlaki i bezpiecznie przeprowadzają nasze tiry. To prawie jak przerzucanie kurierów w czasie wojny lub prowadzenie kontrabandy — śmieje się Krystyna Kamińska.

Nie ma odpowiedzialnych

Przewoźnicy działający na terenie Francji już przyzwyczaili się do tego, że tamtejsze drogi mogą być permanentnie zablokowane. Jednak straty związane z niemożnością dowiezienia na czas towaru bywają na ogół znaczne.

— Nawet pusty tir stojący bezczynnie przez tydzień to strata rzędu 3-4 tys. DEM (6,5-8,5 tys. zł). Nie uwzględniam oczywiście w tym rachunku kosztów związanych z niedostarczeniem towaru na czas. Mogą one sięgnąć ogromnych sum, w zależności od rodzaju ładunku i zobowiązań przewoźnika w stosunku do klientów — mówi Krystyna Kamińska.

— Ładunek owoców cytrusowych jest wart około 100 tys. zł. Jeżeli nie dowiezie się ich na czas, odpowiada za to przewoźnik — dodaje Marcin Grabowski.

Niektórzy przewoźnicy twierdzą, że w wypadku blokady dróg z niektórymi klientami można dojść do porozumienia. Jednak w drastycznych sytuacjach nawet najbardziej układnym kontrahentom puszczają nerwy.

— Dotyczy to szczególnie firm, które na bieżąco importują materiały niezbędne do produkcji. W razie niemożności ich dowiezienia, taki zakład musi stanąć. Straty bywają ogromne, a koszty na ogół musi ponieść przewoźnik. Należy również wspomnieć o nadszarpnięciu wiarygodności przedsiębiorstwa przewozowego. Klient nie zawsze ma ochotę zastanawiać się, dlaczego zamówiony przez niego towar nie dotarł na czas — zaznacza Mirosława Piotrowska.

Może on później dochodzić swoich roszczeń od bezpośrednich sprawców sytuacji, ale w rzeczywistości uzyskanie jakichkolwiek odszkodowań jest niemożliwe.

— Nie wiadomo, do kogo się zwracać. Praktycznie roszczenia poszkodowanych firm i kierowców są we Francji nie do wyegzekwowania. Ani związki zawodowe, ani odpowiednie ministerstwa nie poczuwają się do żadnych zobowiązań. Nie słyszałam o firmie, która uzyskałaby coś na drodze sądowej. Nasze urzędy są również bezradne — skarży się Krystyna Kamińska.

Czekając na ubezpieczenia

Ostatnie blokady we Francji na szczęście nie trwały długo.

— Liczymy obecnie straty, ale mam nadzieję, że tym razem nie były one zbyt duże, bo nasze tiry stały tylko dwa dni. Przede wszystkim musimy dojść do porozumienia z naszymi klientami, którzy nie zawsze chcą przyjąć do wiadomości zablokowanie naszych przewozów. Nie wiadomo nawet, czy Francuzi znowu nie wyjdą na drogi w najbliższym czasie — mówi jeden z przewoźników, który pragnął zachować anonimowość.

Pewnym ratunkiem dla przewoźników, będących w podobnej sytuacji, byłaby możliwość ubezpieczenia się na wypadek blokad czy strajków, uniemożliwiających prowadzenie działalności transportowej.

— Żadna z krajowych firm ubezpieczeniowych nie ma takiej oferty. Przecież blokady są takim samym wypadkiem losowym jak wypadek czy kradzież towaru lub całego pojazdu, a na takie ewentualności ubezpieczyciele mają wiele ofert — zastanawia się Mirosława Piotrowska.