Trzy godziny trwała wczoraj dyskusja nad prezydenckim projektem tzw. ustawy frankowej. Wnioski: projektu nie chce strona społeczna, reprezentowana przez frankowiczów, którzy uważają, że ustawa jest doskonała z punktu widzenia wszystkich kredytobiorców z wyjątkiem zadłużonych w walucie. Nie chcą jej, co zrozumiałe, banki. Gorąco popiera kancelaria prezydenta, rząd i większość sejmowej komisji finansów. Dlatego, kiedy po trzygodzinnej dyskusji nad projektem padł wniosek o jego odrzucenie, posłowie PiS zadbali, by nie przeszedł.
Paweł Mucha z kancelarii prezydenta zachwalał, że projekt jest prospołeczny, prokonsumencki i stanowi spełnienie obietnic wyborczych Andrzeja Dudy. Zbijał argumenty banków, które w liście do Komisji Europejskiej i czołowych polskich polityków podnoszą niekonstytucyjność proponowanych przepisów, sprzeczność z unijnym prawem, działanie wstecz, naruszanie swobody zawierania umów i zasad wolnej konkurencji. Paweł Mucha stwierdził, że nie mają one podstaw. Zbagatelizował zagrożenie postępowaniem przed sądami arbitrażowymi, podnosząc, że Polska jest w trakcie wypowiadania dwustronnych umów inwestycyjnych. Organizacje frankowiczów nie zostawiły na projekcie suchej nitki, wskazując, że nie służy on interesom zadłużonych w walucie, bo jest rozbieżny z ich potrzebami i oczekiwaniami. Banki przyjęły ciekawą strategię: nie potępiły projektu, stwierdziły wręcz, że w części dotyczącej funduszu wsparcia kredytobiorców z problemami finansowymi konsensus jest w zasięgu ręki. Jeśli chodzi o fundusz restrukturyzacji, poprosiły o dwa tygodnie na konsultacje i rozmowy z regulatorami.
Przedstawiciel Kukiz’15 skonkludował, że skoro potencjalni beneficjenci są przeciwni ustawie, to nie ma sensu pracować nad prezydenckim projektem, a trzeba zająć się innymi projektami frankowymi, które są w komisji.
Wniosek został odrzucony w głosowaniu. Komisja w sprawie prezydenckiego projektu zbierze się ponownie dzisiaj.