Fryderyki się zmienią

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2024-03-23 12:41

Dziś nie da się ocenić wpływu nagrody polskiej branży muzycznej na popularność, a co za tym idzie – sukces finansowy artysty. Ale to może się wkrótce zmienić.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Fryderyki 2024 r. rozdane. Bank rozbił w tym roku Lech Janerka. Artystę, który powrócił na rynek po 18 latach przerwy, Akademia Fonograficzna nagrodziła aż pięcioma statuetkami w kategoriach: Artysta Roku, Autor Roku, Kompozytor Roku, Albumu Roku Alternatywa – dla płyty „Gipsowy odlew falsyfikatu” – oraz Utwór Roku – dla pochodzącego z tego albumu singla „Dupa jak sofa”. Niestety rozpoczynającego właśnie trasę koncertową muzyka nie było na gali w Gliwicach.


Nieobecna była również wyróżniona w kategoriach Artystka Roku i Producentka Roku Hania Rani. Odbierająca w jej imieniu nagrody Natalia Przybysz – na wyraźne życzenie laureatki zamiast słownych podziękowań zaprezentowała podziękowania taneczne.
Dwa Fryderyki za Najlepsze Nagranie Koncertowe (utwór „MTV Unpplugged) i Najlepsze Nowe Wykonanie („Nie stało się nic”) – otrzymał również Mrozu. I to właśnie on zebrał jedne z największych owacji tego wieczoru, potwierdzając tym samym starą prawdę, że Polscy lubią te melodie, które już słyszeli i kochają tych artystów, których już dobrze znają.

Jubileuszowy hit


Chwilę później poznaliśmy też hit 30-lecia, była to bowiem jubileuszowa 30. gala Fryderyków.
Radiowcy czasami nie pamiętają, co było wielkim przebojem trzy miesiące temu – przyznała ogłaszając werdykt prezenterka RMF.

W tym przypadku jednak nikt nie miał problemu z pamięcią: „Długość dźwięku samotności” śpiewali wszyscy zgromadzeni w gliwickiej arenie widzowie. A najgłośniej i z największym zaangażowaniem ci, którzy jednocześnie trzymali nad głowami telefony i aparaty i nagrywali występ zespołu Myslowitz.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że spora część, a może nawet większość publiczności bawiącej się podczas gali wręczenia Fryderyków była młodsza niż ta nagroda. Niektórzy dwu-, lub trzykrotnie (i ci do PreZero Areny Gliwice zabrali też rodziców, a nawet dziadków). Trudno więc przypuszczać, by pamiętali „Długość dźwięku samotności” z czasów, gdy ten hit gościł na listach przebojów, a było to… jeszcze w XX wieku.
Publiczność zastanawiała się też głośno, kto z kim będzie się tym razem całował. Przypomnijmy, że trzy lata temu najgorętszym momentem gali wręczenia Fryderyków był ten, kiedy Krzysztof Zalewski, odbierając z statuetkę jego rąk Ralpha Kaminskiego pocałował go w usta. Tym razem równie „skandalicznego” wydarzenia nie było, ale wspólny występ Ralpha Kaminskiego z Mery Spolsky z kawałkiem „Pies i suka” bez wątpienia rozgrzał publiczność.

Doda dodała blasku


Z tym, co wzbudzi największe emocje widzów organizatorzy poczekali oczywiście do samego końca. A finałem był występ Dody w duecie ze Smolastym. Para nie zawiodła! A o tym, że właśnie Doda doda najwięcej blasku wiedzieli chyba wszyscy w Gliwicach. Tutejsza PreZero Arenie znajduje się nieopodal kampusu Politechniki Śląskiej i malowniczego Parki Chrobrego, ale nie jest to miejsce tętniące życiem. Przynajmniej w ostatnie piątkowe popołudnie nie było. W znajdującej się 100 metrów od hali burgerowni – napis na drzwiach głosi, że jest otwarta od 12 do zamknięcia – wolnych stolików było wciąż sporo, choć obsługa na brak pracy narzekać nie mogła. Z głośników sączyła się spokojna anglojęzyczna muzyka, bynajmniej nie w kandydatów do Fryderyka.
– Wieczorem powinien być ruch. Ale dzisiaj to będzie tylko rozgrzewka, bo na tłumy liczymy jutro, gdy będzie grać Doda – mówi chłopak stojący za barem.

O ile akurat na tę artystkę można śmiało stawiać, o tyle wytypowanie niektórych zwycięzców tegorocznych nagród okazało się bardzo trudne.
– Vito Bambino miał aż osiem nominacji i byłem pewien, że dostanie nagrodę, bo odniósł wielki sukces, nagrał wspaniałą płytę, ale nie dostał. – Losy nagrody bywają pokrętne – mówi Tomasz „Tomik” Grewiński, dyrektor generalny wytwórni Kayax Production&Publishing i prezes Izby Gospodarczej Menedżerów Artystów Polskich.


W jego opinii, choć co roku są jakieś zaskoczenia, bo Fryderyki trafiały do rąk muzyków, którzy nie byli faworytami, a pewniaki przegrywały, to akurat podczas 30. gali niespodzianki były szczególnie zauważalne.
– Chyba trzeba będzie przemyśleć niektóre kryteria i kategorie. Na przykład Przebój Roku był dotąd utworem najczęściej granym w radiach. Być może powinien to być raczej utwór najczęściej streamowany? Może się okazać, że to są zupełnie inne piosenki – mówi Tomasz „Tomik” Grewiński.
To samo dotyczy według niego Artysty Roku, którym wcześniej był ten, który sprzedał najwięcej płyt.
– Może teraz powinien być już ten, który ma najwięcej streamów albo wypełnia największe sale koncertowe? – zastanawia się dyrektor wytwórni Kayax.

Przede wszystkim promocja rynku


Fryderyki – oprócz tego, że są wyrazem docenienia artysty przez branżę, przez ludzi, którzy już byli nominowani, którzy zasiadają w Radzie Akademii Fonograficznej – mają pewne znaczenie biznesowe, przekładają się na sukces finansowy wydawcy. Chociaż, jak uważa Tomasz „Tomik” Grewiński, ten wpływ jest już dziś mniejszy niż dawniej.
– Kiedyś nagroda miała chyba większy wpływ, bo jej przyznanie przekładało się wprost na sprzedaż płyt. Teraz już tak nie jest, bo po prostu płyt się już nie kupuje – wyjaśnia menedżer.
Fryderyków nie da się w prosty sposób przeliczyć nie popularność, a co za tym idzie na pieniądze. W niektórych przypadkach nie daje to wiele, ale w innych bardzo pomaga.
– Lobbingu wytwórni fonograficznych nie ma. To jednak nie są Oskary. Ale nasza praca polega na tym, żeby zwrócić uwagę na artystę, na konkretny projekt. Jeśli jakieś piosenki są grane w radiu, zaistniały w innych mediach, sprawa jest prosta, ale jeśli jest inaczej, konieczne są specjalne strategie marketingowe, aby w niestandardowy sposób pokazać projekt i często branża to docenia. Nie są to jednak działania „pod Fryderyki” – mówi Tomasz „Tomik” Grewiński.


Zresztą branża nie postrzega tych nagród w kategoriach czysto biznesowych.
– To jest raczej wydarzenie promocyjne, święto muzyki, okazja do spotkania się branży, a przede wszystkim uhonorowania artystów. Promocja rynku jako całości. Pokazanie, że polska muzyka ma się dobrze, że się rozwija, że pojawiają się nowe twarze, a te, które były wcześniej, wnoszą coś nowego – mówi Bogusław Pluta, dyrektor zarządzający Związkiem Producentów Audio Video (ZPAV), czyli organizatora wydarzenia.
Nie słyszał, by ktokolwiek próbował przeliczać wartość Fryderyka na konkretną gotówkę. Według niego trudno to zrobić, bo na sukces artysty, w tym sukces finansowy, wpływa bardzo wiele czynników.
– Być może teraz, w świecie cyfrowym, w którym już jesteśmy jako branża, będzie to łatwiejsze, bo efekt nagrody może być znacznie szybciej widoczny – podsumowuje Bogusław Pluta.