Fortuna kusi inwestorów z Polski, Czech i Słowacji dywidendą i rozwojem. Debiut bukmachera jeszcze w tym roku.
Już niedługo każdy, kto obstawia u bukmachera i przegrywa, będzie mógł… zarabiać. Przegrany zakład oznacza zysk bukmachera i akcjonariuszy, a w tym roku spółka z tej branży wejdzie na giełdę w Warszawie i Pradze. Fortuna Entertainment Group potwierdziła nasze nieoficjalne informacje ze środowego "PB". Nie będzie nowej emisji, akcje sprzeda fundusz Penta Investments.
— Spółka intensywnie się rozwija. Jesteśmy przekonani, że będzie atrakcyjna dla inwestorów. Nie myślimy o całkowitym wychodzeniu ze spółki. Chcemy zostawić sobie pakiet większościowy. Liczymy na efekty nowych projektów i skoku w Polsce, po uruchomieniu zakładów w sieci — mówi Jozef Janov, partner zarządzający Penta Investments.
Publiczna oferta odbędzie się w Polsce, Czechach i Słowacji, prywatna poza regionem.
— O tym, jaką część akcji sprzedamy w Polsce, a jaką w Czechach, zdecyduje popyt. Zależy nam na inwestorach indywidualnych, bo chcemy, by zarabiali na wzroście wartości firmy — dodaje Jozef Janov.
Krajowym instytucjom przyszły debiutant się podoba.
— To ciekawy biznes. Dylematów etycznych przy inwestycji w hazard nie mamy, bo nas interesuje maksymalizacja zysku — mówi Zbigniew Jakubowski, wiceprezes Union Investment TFI.
Penta zainwestowała w Fortunę 5 lat temu. Przekonuje, że dzieli się perspektywicznym biznesem.
— Liczymy na duży organiczny wzrost w Polsce, gdy dostaniemy możliwość uruchomienia zakładów przez internet. W Czechach i na Słowacji po zezwoleniu na zakłady w sieci przychody wzrosły o 30 proc. Mamy nadzieję, że zapowiedzi ministra Kapicy o tym, iż prawo zmieni się od 2011 r., spełnią się. Biznes dobrze się rozwija. W I półroczu przychody wzrosły o 12 proc., a EBITDA o 10 proc. W ostatnich trzech latach średnioroczny wzrost przychodów to 16 proc., a EBITDA 40 proc. — mówi Jozef Janov.
Od czerwcu firma oferuje zakłady w sieci na Węgrzech. Szykuje się do uruchomienia odpowiednika Lotto w Czechach.
— Od 12 lat Fortuna wypłaca akcjonariuszom niemal cały zysk i tak będzie. Koszty są łatwe do przewidzenia. Większość to wynagrodzenia dla ponad 3 tys. pracowników, 20 proc. to czynsze, reszta IT i marketing. Uruchomienie nowego punktu kosztuje 8 tys. EUR, partnerskiego połowę kwoty — mówi Jozef Janov.
— Zakłady przenoszą się do sieci, a tu spółka musi rywalizować z firmami, które nie działają legalnie. To jest problem. Oszałamiające tempo wzrostu spółka ma raczej za sobą, ale będzie typową spółką dywidendową. Fundusze takie lubią — mówi Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.