Tak zwane galerianki można spotkać również w... Hong Kongu - donosi CNN. I przytacza historię niejakiej „Sze”.
Zaczęłam mając 16 lat. Mój pierwszy klient był przeciętnym 40-latkiem. Bałam się, ale wiedziałam, że jest to jedyny sposób na zarobienie pieniędzy. Klient nie był dla mnie niemiły. Kochaliśmy się, zapłacił i poszedł. Ponieważ poszło gładko, postanowiłam zarabiać dalej.”
Sze rozpoczęła „szybkie randki”, ponieważ wiele jej rówieśniczek ze szkoły również to robiło. Tymczasem ona była zazdrosna o modne ubrania, torby i kosmetyki swoich koleżanek.
- Co gorsza, większość dziewczyn, która postanawia zarabiać w ten sposób, nie uważa siebie za prostytutki – twierdzi Chiu Tak-Choi, pracownik socjalny. Dziewczyny nie myślą w ten sposób, ponieważ uważają, że w każdej chwili mogą zrezygnować. Nawet jeśli umieszczają swoje dane w Internecie, myślą, że mogą zrezygnować. Wydaje im się, że mają wybór i mogą za każdym razem wybierać, czy robić to, czy nie.
Chiu pracuje obecnie z ok. 20 dziewczynami, które próbują wyjść ze swojego
nałogu. Trudno jest ocenić skalę problemu w Hong Kongu. Zdaniem pracownika
socjalnego, skala zjawiska powiększa się. W ciągu zaledwie dwóch lat liczba
dziewczyn, które do niego trafiają, podwoiła się.