PB: Czy ma pan plan B na wypadek problemów z energią?
Waldemar Buda: Oczywiście, że takie plany są. Ministerstwo Klimatu przedstawiło plany ewentualnych wyłączeń w przypadku braku gazu. Nie przewidujemy jednak, że nastąpi to w najbliższym sezonie. Ten problem mają Niemcy, ale to skutek błędnej polityki Angeli Merkel zorientowanej na Nord Stream 1 i 2. Dużo większą niż my część prądu Niemcy produkują z gazu, więc mają też obawy o energię elektryczną. My jesteśmy w dużo lepszej sytuacji. Obawiamy się nie o to, czy energia będzie, tylko o jej cenę. Oczekuję twardych działań i wykorzystania instrumentów Komisji Europejskiej. Mam nadzieję, że 9 września na radzie ministrów UE zostaną podjęte decyzje, które ustabilizują rynek i do połowy września będzie coś wiadomo.
Czego pan oczekuje od Komisji Europejskiej?
Komisja ma kompetencje na wspólnym rynku energii. Produkujemy w Polsce energię z węgla po 700-800 zł za MWh, a ceny na giełdzie wynoszą 2,1 tys. zł, bo wyznacza je najdroższe medium, czyli gaz. Energia z OZE kosztuje 300 zł/MWh, a też musi być sprzedawana po najwyższej cenie. Minister Anna Moskwa przedstawi na radzie 9 września propozycję, by ceny odnosiły się do produkcji. Obecny system jest absurdalny, dobry na czas pokoju, ale nie na obecny. Komisja jest w stanie systemowo rozwiązać problem wysokich cen.
Ktoś nas poprze?
Jesteśmy w dialogu z Czechami, trwa właśnie ich prezydencja. Są z nami jednomyślni. Sądzę, że presja wywierana przez premiera Morawieckiego doprowadzi do rozwiązań zbieżnych z naszym stanowiskiem.
Czy już 9 września będzie decyzja?
Może tak się stać, a jeśli nie, to kwestia zostanie przepracowana i ogłoszona przez przewodniczącą Ursulę von der Leyen 14 września podczas podsumowania rady. My uzupełnimy to działanie na rynku krajowym. Jestem po spotkaniach z przedstawicielami branż ceramicznej, cementowej i hutniczej. Dla największych energochłonnych przedsiębiorców przygotujemy kilkumiliardowy program, który ogłoszę w ciągu kilku dni.

To teraz pytanie, na które odpowiadał pan już sto razy: kiedy będą pieniądze z KPO?
Piłka jest po stronie Komisji Europejskiej. My zrobiliśmy wszystko. Został nam do złożenia tylko wniosek o płatność. Będziemy mieli wówczas jasność, jak odniesie się do KPO. Liczymy na rozsądek komisji. Zakładaliśmy racjonalność jej działania, uważaliśmy, że nasze uzgodnienia będą wiązały obie strony i cały czas na to liczymy, choć wypowiedzi jej przedstawicieli są różne, często sprzeczne i ciężko wyciągnąć średnią kierunkową. Niczego więc nie przesądzam. Dynamika podejmowania decyzji przez komisję też jest specyficzna — na zatwierdzenie KPO miała dwa miesiące, a trwa to już kilkanaście. Jednocześnie słowa prezesa PiS, że zrobiliśmy wszystko i więcej nie zamierzamy, są jak najbardziej słuszne.
Kiedy Polska złoży formalny wniosek o wypłatę?
To pytanie do ministerstwa funduszy. Żeby złożyć wniosek, trzeba podpisać warunki techniczne i umowę, Komisja Europejska do tej pory tego nie zrobiła. Dopiero co skończył się jej pięciotygodniowy urlop, więc liczę, że sprawy ruszą.
Czy pieniądze z KPO są wpisane w przyszłorocznym budżecie?
Są uwzględnione. To około 26 mld zł w 2023 r. Na taką kwotę planujemy również wydatki inwestycyjne.
Programy już ruszyły...
Plan jest realizowany dzięki naszej zapobiegliwości. Jeszcze jako wiceminister funduszy zaproponowałem przepisy, która pozwalają zacząć bez pieniędzy unijnych. Możemy teraz spokojnie realizować plan korzystając z funduszy z PFR i czekać na zwrot. Mam scenariusz na wypadek zablokowania tych pieniędzy, ale mam nadzieję, że pozostanie tylko teoretyczny.
Teraz o KPO mówi pan spokojnie, ale użył pan niedawno sformułowania, że nie będziemy żebrać o te pieniądze. Skąd takie rozdrażnienie?
Oczekuje się od nas, że można było w tej sprawie zrobić więcej i wpłynąć na decyzję komisji. Powinniśmy traktować się partnersko. Oczekiwanie, że za wszelką cenę będziemy się starać o te pieniądze, jest nieuzasadnione. Jesteśmy stawiani w roli petenta, a system odbudowy to przecież system partnerski wszystkich państw, a Komisja Europejska nie powinna być rozdającym, rozstrzygającym. Mamy rządy prawa, które mówią, na co jest ten fundusz. Nie chcemy być sprowadzani do roli proszącego jaśnie możną instytucję. Chcemy, żeby te relacje były partnerskie.
Takie zachowanie nie zawsze się opłaca. Płacimy kary za Turów, za brak praworządności.
Turów czy kary za praworządność to zupełnie inne sprawy, niezależne, wynikające z procedur TSUE. Kary płaciły Niemcy i Francja, teraz płacą Grecy i Włosi. Są procedury, które w razie wykazania nieprawidłowości należy przeprowadzić. Ciężko się zżymać na straż miejską, że wlepia mandat, gdy coś przeskrobiemy. Nie traktujemy więc tego personalnie. W sprawie Turowa podjęliśmy dobrą decyzję, jego zamknięcie w sytuacji wojny byłoby skandaliczną decyzją. Nie powinniśmy sobie dać wmówić, że popełniamy błędy, popełniamy ich mniej niż zachodni partnerzy.
Trudno jednak mówić o paśmie sukcesów. Nowy blok w Jaworznie za 6,5 mld zł nie działa…
Potrafimy się tylko biczować. Za granicą ludzie nas chwalą, mówią o sukcesach, a my szukamy dziury w całym. Jak się robi duże rzeczy, zdarzają się niedociągnięcia. Bardzo dużo robimy i bardzo dużo się udaje. Większość naszych problemów nie wynika z zaniedbania i polityki rządu. To wyzwania. Wyzwania nowej premier Wielkiej Brytanii to ceny energii, żywności, cła... Każdy kraj ma swoje problemy. Z inflacją walczy Wielka Brytania i Francja, w Niemczech może zabraknąć gazu, a my nie mamy problemu z dostępnością energii. Jak inni borykamy się z cenami gazu.
Przedsiębiorcy znad Odry uważają, że 3 tys. zł jednorazowej zapomogi na pracownika to za mało. Dlaczego nie mogli otrzymać takiej pomocy jak przedsiębiorcy działający przy granicy białoruskiej?
Pomoc przy granicy białoruskiej nie została do tej pory uruchomiona, bo nie ma notyfikacji Komisji Europejskiej. Nie porównujmy też sytuacji całkowitego zamknięcia ruchu w danym obszarze do sytuacji, gdy są pewne ograniczenia. Problem był przejściowy. Pomoc zawsze może być większa, ale to miesięczna kwota, która może zostać rozszerzona decyzją Rady Ministrów. Reakcja na problem przedsiębiorców była szybka i dobra. Przed 2015 r. tak nie było — przedsiębiorcy usłyszeliby raczej, że mamy wolny rynek, a taka pomoc byłaby niedozwoloną pomocą publiczną. My to robimy.