Gdy wzrośnie popyt, rozpoczną się kłopoty

Urszula Światłowska
opublikowano: 2005-06-17 00:00

Drewno pozyskiwane z polskich lasów nie pokrywa zapotrzebowania przemysłu drzewnego, dlatego firmy decydują się na import, który jednak nie zawsze się opłaca.

Co roku z polskich lasów pozyskuje się 27-28 mln m sześc. drewna. W zeszłym roku wartość ta przekroczyła nawet 30 mln m sześc. W 2003 r. łączne krajowe pozyskanie wyniosło 28,7 mln m sześc. drewna, z czego 27,5 mln m sześc. pochodziło z lasów należących do państwa.

— 90 proc. zużywanego w Polsce drewna pochodzi z lasów państwowych, niecałe 10 proc. z prywatnych, a ułamek procentu z importu — wylicza Bogdan Czemko, dyrektor biura Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego (PIGPD).

Niedobór i źródła

W Polsce nie brakuje lasów, mimo to nie zaspokajają one potrzeb surowcowych przemysłu drzewnego.

— Na naszym rynku jest zdecydowanie za mało drewna. Brakuje od 3 do 5 mln m sześc. Mniej więcej tyle wchłonąłby jeszcze nasz rynek — mówi Bogdan Czemko.

Przedsiębiorcy winą za niedobór drewna obarczają Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe. Podkreślają, że przy obecnym współczynniku zalesienia kraju można by zdecydować się na większe pozyskanie tego surowca. Według leśników nie jest to jednak takie proste.

— Wielkość pozyskania drewna jest ściśle ustalona i zatwierdzona przez Ministerstwo Środowiska w planach dziesięcioletnich. Często oceniając naszą działalność, porównuje się przyrost lasów z ilością drewna, jaką z nich pozyskujemy. Trzeba pamiętać, że lasy państwowe to też np. rezerwaty. Choćby z tytułu ochrony gniazd wybranych gatunków ptaków odpada 100 tys. ha lasów —wyjaśnia Tomasz Wójcik, zastępca Dyrektora Generalnego ds. Organizacji i Rozwoju Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe.

Dodaje też, że z lasów nie można pozyskiwać drewna w niekontrolowanych ilościach, a zwiększenie wycinki mogłoby zaważyć na całym ekosystemie.

— Pozyskujemy maksymalną ilość drewna, jaką można „wyjąć” z lasu bez szkodzenia mu — tłumaczy Tomasz Wójcik.

Lasów prywatnych jest znacznie mniej niż państwowych, które stanowią 78,4 proc. powierzchni wszystkich terenów zalesionych. Ponadto lasy prywatne i gminne (zajmujące łącznie zaledwie 1,59 mln ha) są bardzo rozdrobnione.

— Średnio jeden właściciel ma ok. 1 ha. Mając tak niewielki las, może sprzedać co najwyżej 5 m sześc. drewna — podkreśla Bogdan Czemko.

Dlatego drewno z tego źródła nie ma znaczącego wpływu na rynek. Inaczej sytuacja wygląda w rejonach, gdzie jest więcej prywatnych właścicieli. Przykładem może być Podhale, gdzie przemysł drzewny daje sobie radę bez surowca z Lasów Państwowych — dodaje Bogdan Czemko.

Wysokie ceny

Dużo kontrowersji w Polsce budzą ceny drewna, które ustalane są w drodze przetargów lub negocjacji.

— Najcenniejsze drewno sprzedajemy na przetargu, a ceny pozostałego, czyli zdecydowanej większości, są negocjowane — wyjaśnia Andrzej Ballaun, naczelnik Wydziału Marketingu i Promocji Produktów Leśnych.

Prywatni przedsiębiorcy zarzucają Lasom Państwowym, że zawyżają ceny i wykorzystują pozycję monopolisty.

— Gdy brakuje drewna, zawsze zjawiają się zdesperowani kupcy. Dla nich zaopatrzenie się w surowiec to być albo nie być, dlatego gotowi są zapłacić właściwie każdą cenę. A Lasy Państwowe poprzez swój system sprzedaży, czyli przetargi, są w stanie wywołać wzrost cen — przekonuje Bogdan Czemko.

Właściciele lasów prywatnych korzystają z sytuacji i chętnie dostosowują swoje ceny do „kreowanych” przez Lasy Państwowe.

Zza granicy

Gdy brakuje drewna w kraju przedsiębiorcy szukają go poza granicami. Najwięcej tego surowca importuje się z Białorusi, Ukrainy i Czech. Ale jak podkreślają specjaliści, to nie są duże ilości. W 2002 roku do Polski wpłynęło 727 tys. sześc. grubizny, co daje 0, 58 proc. udziału w światowym imporcie drewna. To znacznie mniejszy współczynnik niż w przypadku Niemiec (2,02 proc.), Norwegii (2,25 proc.) czy Szwecji (7, 97 proc.).

Często polscy producenci sprowadzają drewno nawet zza naszej zachodniej granicy.

— W Niemczech drewno jest relatywnie tańsze, biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny — tłumaczy Bogdan Czemko.

Jednak ze względu na koszty na import decyduje się tylko część firm.

— Na import decydują się głównie firmy z terenów przygranicznych. Ponieważ jednak koszt przewozu jest wysoki, transport opłaca się na dystansie do 200 km od granicy — wyjaśnia Bogdan Czemko.

Sytuacja na rynku drewna chwilowo poprawia się, gdy pojawia się drewno z wiatrołomów, ale po jakimś czasie wszystko wraca do normy. Powód jest prosty. Wbrew pozorom drewno z klęsk żywiołowych nie występuje aż w tak dużych ilościach, jak mogłoby się wydawać, i dość szybko jest wchłaniane przez rynek.

— Drewno z wiatrołomów wpływa na rynek okresowo. Gdy pojawił się surowiec z drzew powalonych przez ubiegłoroczny huragan na Słowacji, w niektórych regionach, np. Katowickiem, cen spadły o 7-12 proc., jednak to sytuacja przejściowa — wyjaśnia Tomasz Wójcik.

Na polskim rynku brakuje surowca dla przemysłu drzewnego. Dopóki w Polsce nie ma boomu na drewno, firmy z tej branży jakoś sobie radzą. Problemy zaczną się, gdy zapotrzebowanie wzrośnie.