Geopolityka hamowała popyt na giełdach świata

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2002-12-18 00:00

Inwestorzy w USA starali się, by coś zostało z przedwczorajszych nadziei na spóźniony rajd św. Mikołaja, ale nie było im dane wygrać z okolicznościami. Sekretarz Stanu Colin Powell powiedział, że USA pod koniec tego tygodnia podadzą ostateczną ocenę irackiego raportu. W ten sposób nadzieje, że wojna przesunie się w czasie, legły w gruzach. Nic dziwnego, że dolar nadal słabł, a złoto drożało. Inwestorzy powinni przejmować się słabnącym dolarem, ceną ropy i tym, że niedługo może rozpocząć się wojna z Irakiem, ale ja wielkiego natężenia obaw na wczorajszej sesji nie widziałem.

Poza geopolityką ze spółek też nadeszły złe informacje. Target poinformował, że sprzedaż w grudniu była poniżej oczekiwań, Best Buy obniżył prognozy na czwarty kwartał, a Circuit City Stores zanotował straty. Przedwczoraj na złe informacje z sektora sprzedaży detalicznej rynek zareagował podnosząc kursy spółek. Wczoraj było inaczej – jedynie w tym można było zauważyć wpływ pogorszonego przez geopolitykę nastroju. Poza tym McDonald’s zapowiedział, że odnotuje pierwszą w historii kwartalną stratę, a GE też nie zachwycił potwierdzając, że wyniki będą w dolnych granicach prognoz. Biorąc pod uwagę to, że ze spółek inwestorzy otrzymali złe informacje, a napięcie przed wojną wzrosło to spadki można uznać za umiarkowane i wcale nie można wykluczyć, że przed końcem roku nastąpi dalszy ciąg „windows dressing”, zamiast początku hossy.

W Europie wyraźniej było widać obawy o to, że nadchodzi wojna. Na początku indeksy lekko rosły i nikt nie zważał na to, co dzieje się na rynku walutowym i w geopolityce. Nadzieje na spóźniony rajd św. Mikołaja były bardziej ważne. Potem jednak rynek zaczął osuwać się w obawie przed zagrożeniami płynącymi z geopolityki. Mocne euro jest bardzo złe dla eksporterów europejskich. Generalnie można było jednak mówić o wyczekiwaniu – rynki były silne biorąc pod uwagę okoliczności. Dane z rynku nieruchomości w USA były niezłe i poprawiły nieco nastroje. Inflacja dalej praktycznie nie istnieje, ale to podtrzymało obawy o możliwość pojawienia się deflacji. Wykorzystanie potencjału produkcyjnego i dynamika produkcji przemysłowej w listopadzie niewiele różniły się od prognoz i niczego na rynkach nie zmieniły. Zamknięcie pod wpływem spadków w USA było słabe, ale w obrazie technicznym indeksów niczego nie zmieniło.

Dzisiaj o 10.00 instytut Ifo poda swój wskaźnik nastroju biznesu (prognoza 87) i to może mieć (jedynie chwilowy) wpływ na rynki Eurolandu. Po sesji w USA wyniki poda Oracle i Palm (inwestorzy mogą mieć nadzieję, że będą dobre), a danych makro istotnych dla rynku nie ma. Dowiemy się (14.30) jaki był deficyt handlowy w USA w październiku. Jednak ostatnie osłabienie dolara powinno wpłynąć dobrze na eksport, a źle na import, więc mało kto się przejmie tymi raportami.

Nasz rynek był dosyć odporny i gdyby nie przecena BZ WBK w ostatnich 30 minutach oraz złe zamknięcie TPSA, indeksy wyglądałyby dużo lepiej. Sesją zaczęła się niewielkim wzrostem, ale obawy o geopolitykę i spadki w Eurolandzie przeważyły. Na tle rynków Eurolandu zachowywaliśmy się dobrze (podobnie jak rynek węgierski), a obroty były niezbyt duże. Indeks ratowało BRE (od pewnego czasu bardzo mocne – czyżby ukryta informacja?) i długo KGHM. Za to BZ WBK, TPSA i PKN psuły nastroje. Zamknięcie nic nie mówi o rynku. Widać, że na każdej sesji pojawia się chętny do wyjścia z jakiejś dużej spółki i dopóki tak będzie nie ma mowy o poważnych wzrostach. Wygląda na to, że niektóre fundusze realizują zyski z cyklicznej zwyżki i gry pod szczyt UE.

Dziś wszystko zależy od tego, co działo się po sesji w USA i nastroju w Eurolandzie. Jeśli po sesji w Stanach nic się nie stało, to indeksy w Eurolandzie powinny nieco odbijać, a nasz podąży za nimi. Poziomy oporu i wsparcia na indeksach nie zmieniły się.