Gi Group będzie przejmować

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2023-07-04 20:00

Wywodząca się z Włoch agencja rekrutacyjna i pracy tymczasowej szybko rośnie, czemu sprzyja zaskakująco niskie bezrobocie. Polską spółkę docelowo chce ściągnąć z GPW.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak szef Gi Group Holdingu ocenia koniunkturę na rynku pracy
  • jak, jego zdaniem, firmy będą musiały się przystosować do deficytu wykwalifikowanych pracowników
  • jakie są strategiczne cele Gi Group,
  • jak przedsiębiorca odnosi się do sporów w Polsce i jakie ma plany wobec notowanej na GPW spółki Gi Group Poland
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Od wybuchu wojny w Ukrainie gospodarka i rynki finansowe są w gorszej kondycji, inflacja szaleje, a w niektórych krajach europejskich PKB zaczął spadać. Nie spowodowało to jednak wzrostu bezrobocia - według danych Eurostatu w 2022 r. unijna stopa wyniosła 6,2 proc. i była najniższa od 2009 r. W niektórych krajach jest jeszcze niższa: w Polsce i Czechach to niespełna 3 proc.

- Jesteśmy na poziomie globalnym w nietypowym momencie. Mamy do czynienia z niewielką, ale trochę dłuższą niż oczekiwano recesją. Normalnie w takich okolicznościach dochodziłoby do masowych zwolnień, tymczasem teraz w krajach rozwiniętych firmy robią co mogą, by utrzymać pracowników. To dlatego, że na rynku pracy bardzo brakuje i ludzi, i odpowiednich kompetencji. Nie sądzę, by ten deficyt zniknął w ciągu najbliższej dekady - mówi Stefano Colli Lanzi, założyciel i prezes Gi Group Holdingu, jednej z największych w Europie agencji rekrutacyjnych i pracy tymczasowej.

Zdaniem przedsiębiorcy dla takich firm jak Gi Group niskie bezrobocie oznacza, że popyt na ich usługi będzie duży w długim terminie.

- Jesteśmy niezbędni, by wypełnić luki na rynku pracy, które rosną – choćby w europejskim segmencie produkcji przemysłowej w związku z przenoszeniem części łańcucha dostaw z Chin – mówi Stefano Colli Lanzi.

Giełda? To nie dla mnie:
Giełda? To nie dla mnie:
Stefano Colli Lanzi stworzył Gi Group ćwierć wieku temu, a 16 lat temu wszedł do Polski. Od 2020 r. jego grupa jest głównym akcjonariuszem spółki z GPW, której nazwę zmieniono z Work Service’u na Gi Group Poland. Przedsiębiorca docelowo chce ją ściągnąć z giełdy, ale utrudniają mu to spory sądowe.

Rozwój poprzez przejęcia

Biznes Gi Group, którego fundamentem jest pośredniczenie w zatrudnianiu pracowników tymczasowych dla firm z różnych branż (od budownictwa przez przemysł po handel i usługi), w ostatnich latach poszerzył się m.in. o spółki zajmujące się rekrutacją specjalistów, menedżerów, kadry zarządzającej i szkoleniami dla pracowników. Firma powstała 25 lat temu we Włoszech jako Generale Industrielle.

- We Włoszech w 1998 r. zmieniono przepisy, pozwalając na pracę tymczasową. Ja byłem wcześniej konsultantem, ale postanowiłem rozwinąć własny biznes w tej branży. Znalazłem mniejszościowego inwestora we Francji, który miał już doświadczenie na rynku, i zacząłem budować biznes od podstaw. Na start miałem równowartość 0,5 mln EUR kapitału i ośmiu ludzi, teraz Gi Group Holding zatrudnia bezpośrednio ponad 8 tys. osób w 34 krajach, a pracodawcom z różnych branż zapewniamy ponad 150 tys. pracowników – mówi Stefano Colli Lanzi.

Przełomowy był dla firmy 2004 r., gdy przejęła agencję pracy tymczasowej od koncernu motoryzacyjnego Fiat.

- Wskoczyliśmy wtedy do rynkowej pierwszej trójki we Włoszech. To była nasza pierwsza, najbardziej ryzykowna i najtrudniejsza transakcja. Od tego czasu konsekwentnie rozwijamy się poprzez akwizycje we Włoszech i za granicą - do dziś zrealizowaliśmy 50 transakcji. Rocznie chcemy przeznaczać na zakupy firm z branży ok. 70 mln EUR. Nigdy nie kupujemy za wszelką cenę, ale mimo to praktycznie co roku udaje nam się powiększyć grupę dzięki akwizycjom – mówi twórca Gi Group.

Szybki wzrost

Grupa miała w ubiegłym roku około 3,6 mld EUR przychodów (w przeliczeniu 16 mld zł). W 2025 r. ma dobić do 6 mld EUR.

- W tym roku przychody powinny sięgnąć 4,1 mld EUR. Jesteśmy numerem 8 w branży w Europie i dobijamy do pierwszej dziesiątki globalnie, choć nie prowadzimy dużej działalności na dwóch największych rynkach na świecie, czyli w USA i Japonii – mówi Stefano Colli Lanzi.

Zdaniem twórcy Gi Group branża może liczyć na poprawę marż, a popytowi na pracowników tymczasowych nie zaszkodzi rewolucja technologiczna, rosnąca automatyzacja czy zastępowanie części podstawowych stanowisk w usługach rozwiązaniami AI.

- Marże rosną, bo dostarczamy coraz większą wartość pracodawcom. To częściowo efekt rozwoju technologicznego - on nie sprawia, że na rynku pracy znika zapotrzebowanie na ludzi, tylko zmienia strukturę tego popytu. Potrzebnych jest coraz więcej pracowników wykwalifikowanych, co oznacza, że takie firmy jak nasza muszą inwestować w reskilling i upskilling pracowników i promować to rozwiązanie wśród klientów - mówi prezes Gi Group Holding.

Według przedsiębiorcy instytucje publiczne muszą zaangażować się w tworzenie wspólnych standardów dla rynku pracy.

- Na przykład we Włoszech stowarzyszenie reprezentujące agencje zatrudnienia Assolavoro zapewnia owocny dialog między agencjami a instytucjami w celu określenia polityki, która przyczynia się do pozytywnego rozwoju rynku pracy. Wdrożenie podobnej inicjatywy w Polsce mogłoby pomóc w podjęciu takiego dialogu i podkreśleniu znaczenia polityki zatrudnienia - twierdzi Stefano Colli Lanzi.

Polskie przepychanki

W Polsce Gi Group pojawiła się w 2007 r. Dla grupy był to jeden z pierwszych, obok Niemiec, rynek zagraniczny. Szybko do usług w zakresie pracy tymczasowej dołączyły kolejne – rekrutacja specjalistów i menedżerów poprzez spółkę Grafton Recruitment i kadry zarządzającej poprzez firmę Wyser. Obecnie, według Polskiego Forum HR, Gi Group Holding zajmuje czwarte miejsce pod względem przychodów wśród agencji świadczących usługi HR, a drugie w rekrutacji pracowników stałych.

Gi Group znacznie zwiększyła skalę działalności nad Wisłą w 2020 r., gdy zainwestowała w notowany na GPW Work Service, borykający się wówczas z poważnymi problemami finansowymi. Transakcja nie była łatwa - po jej zamknięciu rozpoczął się długi spór prawny między włoskim inwestorem a Tomaszem Misiakiem, współtwórcą Work Service’u i w przeszłości jego znaczącym akcjonariuszem.

- Nie spodziewaliśmy się tego sporu, gdyż kupowaliśmy spółkę, która bez inwestora strategicznego po prostu by upadła, co miałoby negatywne konsekwencje dla rynku, akcjonariuszy i pracowników, nie wspominając o podmiotach administracji publicznej, niemogących odzyskać znacznych kwot zaległych płatności. Co istotne, wszystkie wyroki, jakie do tej pory zapadły w tej sprawie - łącznie z wydanym przez międzynarodowy sąd arbitrażowy - były korzystne dla Gi Group – mówi Stefano Colli Lanzi.

Mimo trwających sporów przedsiębiorca nie uważa, że przejęcie Work Service’u było najtrudniejszą transakcją w jego karierze.

- Jeśli miałbym wskazać taką akwizycję, to na pewno nie byłby to Work Service, tylko zakup agencji Fiata, gdy jako firma ze 100 mln EUR obrotów kupowaliśmy spółkę dwa razy większą. Akwizycja w Polsce operacyjnie nie była aż tak skomplikowana, firma biznesowo szybko się zintegrowała, a zespołowi menedżerów udało się zmienić na lepsze jej kulturę korporacyjną, dzięki czemu jesteśmy w stanie przyciągać lepszych ludzi - mówi szef Gi Group.

Próby wyjścia z GPW

Spółka Gi Group Poland miała w ubiegłym roku 506,7 mln zł przychodów i 30,7 mln zł straty netto. W pierwszym kwartale tego roku przychody sięgnęły 129 mln, a na poziomie netto strata wyniosła 4,9 mln zł. Jest wyceniana na niespełna 100 mln zł, a włoski inwestor ma w niej 87,8 proc. Chce mieć więcej - ogłaszał już wezwania, a w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy walne zgromadzenie kilka razy uchwalało emisję akcji.

Uchwała o podwyższeniu kapitału i jej ostatnia modyfikacja z grudnia ubiegłego roku zostały zaskarżone przez akcjonariuszy mniejszościowych. Postępowanie sądowe w tym przypadku jest w toku, ale KNF zaakceptowała już prospekt. Emisja ma być przeprowadzona z zachowaniem prawa poboru i jeśli akcjonariusze mniejszościowi w większości z niego nie skorzystają, włoski inwestor może zbliżyć się do progu 95 proc. akcji. Jego ewentualne przekroczenie mogłoby umożliwić ściągnięcie spółki z giełdy.

- Chcemy, by Gi Group Poland zniknęła z warszawskiej giełdy, pozostawanie na niej nie ma sensu. W żadnej spółce poza tą nie mamy mniejszościowych akcjonariuszy i obecność na rynku kapitałowym nie jest nam do niczego potrzebna, bo nie jesteśmy zależni od pozyskiwania kapitału tą drogą. Nie spieszy nam się jednak - w końcu musimy przeprowadzić delisting, ale ważniejsze są sprawy operacyjne, czyli świadczenie usług naszym klientom - mówi Stefano Colli Lanzi.