W sobotę, 7 października, około godz. 5.30 czasu polskiego rozpoczął się atak palestyńskiego ugrupowania Hamas na Izrael. Wystrzeleniu tysięcy rakiet towarzyszył atak lądowy bojowników organizacji, uznawanej za terrorystyczną. W niedzielę i poniedziałek walki trwały - Izrael otrząsnął się z zaskoczenia i zaczął uderzenia odwetowe. Już w niedzielę wieczorem liczbę ofiar śmiertelnych szacowano na 700, a rannych liczono w tysiącach.
Jak w przypadku każdego starcia na Bliskim Wchodzie, w górę poszły ceny ropy. Azjatyckie giełdy zakończyły jednak poniedziałkowa sesję zarówno symbolicznymi spadkami (Japonia), jak i wzrostem (Hongkong, Korea Płd.). Podobnie było w Europie, gdzie niewielkie spadki objęły Frankfurt czy Paryż, ale główne indeksy z Londynu i Amsterdamu równie niemrawo szły w górę. WIG20 rósł za to nawet 2,5 proc., a mWIG40 ponad 1,7 proc., mimo że złoty tracił do euro i amerykańskiego dolara. Przecena złotego była jednak niewielka, a na koniec dnia ostatecznie zyskał do euro.
- Może to wynikać z czynników czysto wewnętrznych i ostatniej bardzo mocnej wyprzedaży. Bardzo dobrze radzi sobie również złoty, choć zmienność na rynku polskich aktywów może wrócić wraz ze zbliżaniem się wyborów parlamentarnych w Polsce, które odbędą się w najbliższą niedzielę – komentuje Michał Stajniak, wicedyrektor działu analiz XTB,
Dolar zyskiwał zresztą nie tylko do złotego, ale do wszystkich walut, choć również bez wielkiego przekonania. Poniedziałek, 9 października 2023 r., to jednak dzień wolny za oceanem. Amerykanie wrócą na rynki finansowe dopiero we wtorek po południu czasu polskiego. Tego dnia wyniki za trzeci kwartał 2023 r. poda PepsiCo, a 13 października JP Morgan Chase, Blackrock, Citigroup czy Wells Fargo. Sprawozdania sektora finansowego są zaś uznawane za symboliczny początek sezonu wyników na Wall Street.
- Rozpoczęty w sobotę konflikt może oczywiście krótkoterminowo podbić notowania surowców, w szczególności ropy naftowej i złota, wzmocnić amerykańskiego dolara i zwiększyć zmienność na rynkach akcji, ale nie sądzę, by był to kluczowy czynnik dla rynków. Giełdy od kilku tygodni są w korekcie ze względu na to, że światowa gospodarka nie chce wrócić do wzrostu. W tym kontekście ważniejszy od konfliktu na Bliskim Wschodzie jest startujący właśnie sezon wyników amerykańskich spółek. To, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, nabrałoby większego znaczenia, jeśli konflikt by się poszerzył, czyli do ataków na Izrael włączyłyby się większe siły, niż tylko Hamas ze Strefy Gazy – komentuje Marcin Ciesielski, dyrektor departamentu zarządzania aktywami i doradztwa inwestycyjnego Ceres DI.
- Rynki do konfliktów zbrojnych podchodzą bardzo pragmatycznie, skupiając się głównie na ich ekonomicznym aspekcie. Na koniec dnia liczą się bowiem zyski spółek oraz stopa dyskontowa. Sytuacja w Izraelu to więc ciągle bardziej wydarzenie lokalne, niż globalne, choć można sobie teoretycznie wyobrazić dalszą eskalację konfliktu na cały region. Obecnie jednak wzrost cen ropy, lekkie spadki rentowności obligacji i drobne spadki na światowych giełdach to wszystko, na co rynek chce sobie pozwolić i trudno, żeby sytuacja ta miała się jakoś istotnie zmienić w najbliższym czasie. Rynek przejdzie raczej do porządku dziennego z sytuacją w Izraelu, tak jak było to w przypadku wielu innych konfliktów w przeszłości – dodaje Mikołaj Raczyński, dyrektor inwestycyjny Portu.
Skala starć, skalą reakcji rynków
Inni specjaliści mają podobne opinie. Podkreślają przy tym, że wpływ walk Hamasu z Izraelem będzie zależał od tego, czy starcia będą miały z grubsza obecny charakter, czy nie. Innymi słowy - czy ograniczą się do walk między obecnymi stronami, czy też rozleją się na inne kraje regionu.
- Sobotni atak Hamasu na Izrael, do którego w niedzielę dołączył Hezbollah, jest najpoważniejszym wydarzeniem w historii tego obszaru od dekad. I jest ogromnym zaskoczeniem dla obserwatorów Bliskiego Wschodu. Kluczowe będzie teraz to, na ile będzie to tylko lokalny konflikt, a na ile rozszerzy się na cały region - zwłaszcza, gdyby zaangażowany został w to Iran (oficjalnie, a nie tylko pośrednio jak teraz). Tym samym, jeżeli w kolejnych dniach nie pojawią się nowe wątki w tym konflikcie, to rynki szybko o nim zapomną – ocenia Marek Rogalski, główny analityk DM Banku Ochrony Środowiska.
- Jak na razie Hezbollah nie wzmógł w znaczący sposób działań przeciw Izraelowi. Sądząc po obecnej reakcji rynków, negatywny scenariusz nie jest brany pod uwagę jako bazowy – dodaje Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec TFI.
Jego zdaniem, gdyby negatywny scenariusz się ziścił, należy spodziewać się wyraźniejszego umocnienia dolara (zwłaszcza do walut rynków wschodzących), rozszerzenia spreadów kredytowych (także Polski), wycofywania się kapitału z ryzykownych aktywów, w tym z akcji oraz istotnie wyższych cen ropy naftowej.
Ropa przełoży się na obligacje
Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w Starfunds, zwraca uwagę, że sam wzrost cen ropy może znaleźć odbicie w globalnej wycenie obligacji.
- Jeżeli konflikt nie rozleje się szerzej i będzie się toczył w zasadzie w Strefie Gazy, to jego wpływ na rynki będzie dość ograniczony i odbije się na rynkach surowcowych, głównie na ropie naftowej. Pośrednio przełoży się to na obligacje, gdyż cena ropy wpływa na oczekiwania inflacyjne, a tym samym politykę banków centralnych. Wpływ starć na globalny wzrost gospodarczy będzie jednak ograniczony – mówi Grzegorz Pułkotycki.
Na razie rynek obligacji zareagował jednak na wydarzenia z Bliskiego Wchodu jeszcze bardziej wstrzemięźliwie od rynku akcji. Rentowność polskich papierów 10-letnich wzrosła o 0,01 proc., a niemieckich spadła o 0,4 proc. Sam Izrael na cotygodniowej aukcji sprzedał w poniedziałek obligacje o wartości ponad 0,5 mld USD. Tamtejsze ministerstwo finansów poinformowało, że popyt sześciokrotnie przewyższał podaż.
Micha Stajniak uważa, że przez dzień wolny w Stanach Zjednoczonych trudno oceniać reakcję rynku obligacji. Zwraca przy tym uwagę, że wzrost cen kontraktów terminowych na amerykańskie obligacje długoterminowe sugeruje spadek rentowności w najbliższych dniach.
- Oczywiście trzeba podkreślić, że rynek obligacji był ostatnio bardzo mocno wyprzedany w oczekiwaniu na dalsze podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Amerykańskie obligacje są uznawane za jedne z najbezpieczniejszych aktywów na całym świecie, nawet pomimo tego, że mają jedynie jedną najwyższą ocenę AAA wśród największych agencji ratingowych na świecie – przypomina Michał Stajniak.