„PB”: Czy z faktoringu można dziś korzystać na takich samych zasadach jak pół roku czy rok temu?
Mariusz Łukasiewicz: Co do zasady warunki drastycznie się nie zmieniły, jednak teraz pewne branże albo firmy muszą się liczyć z bardziej restrykcyjnym podejściem.
Które branże muszą się z tym liczyć?
Najbardziej dotknięte epidemią czy ograniczeniami sanitarnymi, np. branża hotelarska, dostawy do hoteli, kateringi, część transportu, fryzjerzy czy zakłady kosmetyczne. Na pewno natomiast w każdej branży są firmy, które świetne sobie radzą.
Odnoszę wrażenie, że ci, którzy najbardziej potrzebują teraz takich usług, nie mogą na nie liczyć.
Faktoring jest zawsze związany z fakturami, więc aby z niego skorzystać, firma musi wykonać jakąś działalność gospodarczą. Od dwóch, trzech tygodni obserwujemy duże zainteresowanie faktoringiem również w przypadku tych firm, których biznes był wcześniej przez miesiąc czy półtora zamrożony.
Są jednak też takie firmy, które działają, ale nie działają ich kontrahenci. Wtedy nie dostają pieniędzy, choć wystawiają faktury. To jest chyba dzisiaj główny problem.
Tutaj są dwie kwestie. Jedna to firmy, które wystawiały faktury przed wejściem w życie ograniczeń, a ich kontrahenci nie mogą zapłacić i proszą nas o prolongatę. Analizujemy oczywiście każdy przypadek osobno, ale 90 proc. firm takie prolongaty od nas dostaje. Druga kwestia to firmy, które teraz zaczynają sprzedawać — tu poziom ryzyka obrotu gospodarczego wzrasta. Chodzi o faktury, które trzeba spłacić za 30-60 dni. Jesteśmy w stanie je nabyć. Oczywiście w niektórych przypadkach będziemy je kupować z regresem wobec naszego klienta, w niektórych możemy je ubezpieczyć albo kupić bez regresu. To już jest kwestia indywidualnej decyzji. Przede wszystkim chodzi o aktywność gospodarczą. Ona się musi pojawić.
Jakie jeszcze nowe warunki wprowadziły teraz firmy faktoringowe?
Te warunki, o których mówiłem, istniały już wcześniej, tylko były stosowane wstrzemięźliwie. Teraz trochę się to zmieniło. Mimo wszystko nie stosujemy nadzwyczajnych nowych obostrzeń czy ograniczeń. Sądzę, że koledzy z innych firm też ich nie stosują. To raczej jest kwestia indywidualnego podejścia i dużo precyzyjniejszej analizy tego, jak obecnie klient sobie radzi. Generalnym problemem jest raczej to, że w obrocie jest mniej faktur.
Co radzicie klientowi, któremu musicie odmówić? Podpowiadacie, dokąd ma iść?
Staramy odmawiać tylko w bardzo wyjątkowych okolicznościach. Odrzucamy w sumie może 5 proc. klientów. Wtedy jednak nie zostaje już wiele opcji, choć jest parę firm faktoringowych, które są bardziej otwarte na ryzyko. One są w stanie akceptować transakcje, które dla nas są zbyt ryzykowne.
Kiedy sytuacja będzie korzystniejsza i dla państwa, i dla klientów?
Chociaż wciąż widoczny jest drastyczny spadek sprzedaży, to już widać też pewne symptomy poprawy. Z naszych obserwacji wynika, że spadek sprzedaży hamuje. To, jak szybko ruszy nowa sprzedaż, będzie zależało od tempa znoszenia ograniczeń. Ponieważ cykle fakturowe trwają 60-90 dni, pierwszych efektów będzie się można spodziewać za dwa, trzy miesiące. Pytanie, czy to, co teraz obserwujemy, to stały efekt, czy tylko przejściowa stabilizacja przed dalszymi spadkami. Jestem jednak optymistą i uważam, że doszliśmy już do pewnej bariery i głębiej spadać nie będziemy. Gdyby natomiast spytał pan, jak szybko wrócimy do poziomu sprzedaży i biznesu sprzed epidemii, to nie potrafię odpowiedzieć. Być może mechanizmy pomocowe i osłonowe przyśpieszą wychodzenie gospodarki z dołka.