Gorąca przyszłość term

Kamil Jedliński
opublikowano: 2015-09-03 22:00

Wciąż nie ma happy endu w przypadku dwóch największych projektów geotermalnych w Polsce. A budują się kolejne.

Woda termalna tryskająca z odwiertu nieopodal podhalańskiego Chochołowa ma lekko kwaśny odczyn, pachnie siarką i osiąga nawet 82 stopnie Celsjusza. To w niej każdego dnia pluskać się ma nawet kilkutysięczny tłum turystów. Ma, bo spółka Chochołowskie Termy już kilkakrotnie przesuwała termin otwarcia.

IDZIE JAK WODA:
IDZIE JAK WODA:
Wiesław Wojas inwestycję w termy potraktował jako okazję do szybkiego zarobku. Jednak wraz z odkładaniem terminu otwarcia obiektu w Chochołowie jego inwestycja staje się nie krótko, ale średnioterminowa.
Marek Wiśniewski

Rzeczywistość biznesowa w segmencie term ma bowiem nieco kwaśny posmak i nie zważa na kolejne gorące terminy szczytów turystycznych. Na dziś obiekt wciąż jest w budowie, choć wreszcie odpalił nową stronę internetową i rozpisał kilka kluczowych przetargów. Wiesław Wojas, inwestor w Chochołowskich Termach, jest pewien, że rychłe otwarcie jest już niezagrożone.

— Nie ma kłopotu z finansowaniem, od kiedy dołączyłem do tego projektu. Pokonaliśmy perturbacje i lada miesiąc będzie wielkie otwarcie. A na nim się nie skończy, obok ma powstać m.in. duży hotel w dobrym standardzie — zapowiada Wiesław Wojas, który jeszcze w wakacje był gotów sprzedać swoje udziały w Termach, za które zapłacił 10 mln zł. Teraz nowotarski przedsiębiorca tłumaczy, że taki był plan od początku — firma w kłopotach sprzedała swoje udziały okazyjnie, więc je kupił za pośrednictwem swojej obuwniczej spółki z jedną myślą — zarobku.

— Udziały są wciąż na sprzedaż. Są dla kogoś, kto już teraz chce kupić przyszłość. Ich cena wzrośnie po otwarciu obiektów. Czy będę dokonywał podobnych, okazyjnych zakupów poprzez giełdową spółkę w przyszłości? Nie, wolę jednak rozdzielać swój prywatny biznes turystyczny od giełdowego — deklaruje Wiesław Wojas. Nieoficjalnie mówi się, że za pakiet 30 proc. akcji największego w Polsce kompleksu term Wojas oczekiwał nawet powyżej 30 mln zł. Cała inwestycja ma zamknąć się w około 100 mln zł. 70 mln zł kosztować mają samorządowe termy w Gorcach, w Porębie Wielkiej. Tu kłopotów nie ma — na razie projekt jest w fazie organizacji. Jeszcze więcej 100 mln zł — wynosi budżet innego głośnego projektu geotermalnego. Tyle że Termy Warmińskie w Lidzbarku Warmińskim mogłyby już drukować bilety — obiekt jest wykończony. To, że zbyt zimną wodę z wnętrza ziemi trzeba będzie podgrzać, to pestka. Gorzej z wyborem operatora, skłonnym płacić samorządowcom opłaty za dzierżawę obiektu, wybudowanego z publicznych pieniędzy.

— Nie widzę szybkiego końca negocjacji — mówił jeszcze w sierpniu Andrzej Dowgiałło, właściciel hotelarskiej Grupy Anders, która jako jedyna zgłosiła akces przy naborze dzierżawców Term Warmińskich. Już teraz wiadomo, że rozmowy skończyły się fiaskiem. Zerwał je Dowgiałło, argumentując, że część zapisów proponowanej umowy zabija biznesowy sens pracy operatora. O co chodzi? Według informacji „PB”, samorządowcy oczekują, że prywatny partner podpisze umowę na nawet 15 lat i w tym czasie weźmie na siebie całe ryzyko finansowe przedsięwzięcia. A czynsz dzierżawny liczony będzie nie jako odsetek od zysków, ale od przychodów. Jak ustalił „PB”, Grupa Anders oczekiwała m.in. poduszki finansowej w pierwszych latach działania.

— Teraz znów czekamy na oferty firm zainteresowanych dzierżawą term. Następną turę negocjacji zaplanowaliśmy na październik — mówi Jan Harhaj, starosta powiatu lidzbarskiego. A termin otwarcia? Tu wszyscy nabierają wody w usta.