Stołeczny Ratusz zamierza zlecić odbiór odpadów z dziewięciu dzielnic własnej spółce komunalnej - Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania. Prywatne firmy protestują, bo obawiają się, że zostaną wypchnięte z rynku. Ostrzegają również, że dotychczasowa praktyka pokazuje, że takie działanie prowadzi do wyższych cen dla mieszkańców.
Nierówna konkurencja
Kontrowersje budzi sposób, w jaki miasto chce zlecić zamówienie. W styczniu opublikowano, że odbędzie się ono w trybie z wolnej ręki, w tzw. procedurze in-house. Odbywa się ona w bezprzetargowej formie, która wyłącza konieczności stosowania zasady konkurencyjności. Samorząd ma możliwość skorzystania z niej, jeśli spełnione są trzy przesłanki. Po pierwsze, zamawiający sprawuje nad osobą prawną kontrolę odpowiadającą kontroli sprawowanej nad własnymi jednostkami, po drugie, ponad 90 proc. działalności kontrolowanej osoby prawnej dotyczy wykonywania zadań powierzonych jej przez zamawiającego i po trzecie - w kontrolowanej osobie prawnej nie ma bezpośredniego udziału kapitału prywatnego. Zdaniem Sławomira Rudowicza, przewodniczącego Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami, stosując procedurę in-house nie należy kierować się jedynie tymi wymogami.
– Procedura powinna być stosowana, gdy na rynku brakuje podmiotów chętnych do podjęcia zlecenia. Jeśli miasto ogłosiłoby przetarg, do którego nikt by się nie zgłosił, wówczas powinno powołać własną jednostkę. Stosowanie in-house na warszawskim rynku odpadów, gdzie panuje silna konkurencja, jest nieporozumieniem - mówi Sławomir Rudowicz.
W latach 2012-17 liczba przedsiębiorstw odbierających odpady komunalne z nieruchomości zmalała o ok. 35 proc. z poziomu 1 893 do 1 295, wynika z danych GUS. W 2020 r. usługę świadczyło 1306 przedsiębiorstw.
– Od 2013 r. obserwujemy ciągły spadek liczby podmiotów odbierających odpady. Wynika to z obarczania ich coraz większą liczbą kosztownych wymogów. Tymczasem samorządy oczekują, że stawki za odbiór nie będą rosły, ale przy coraz wyższych kosztach jest to niemożliwe. Co ciekawe większość z tych obowiązków nie dotyczy spółek komunalnych - mówi Sławomir Rudowicz.
Sprawa trafiła do KIO
Decyzja miasta o przekazaniu kontraktu MPO spotkała się ze sprzeciwem prywatnych firm. Do Krajowej Izby Odwoławczej wpłynęło dziewięć odwołań stwierdzających brak przesłanek do zastosowania trybu wolnej ręki i zarzucających złamanie przepisów prawa zamówień publicznych i dyrektyw UE.
– Z naszej perspektywy jest to ewidentne naruszenie zasad konkurencji i obchodzenie prawa UE - samorząd eliminuje prywatne firmy nie dając im nawet szansy na przedstawienie swojej oferty. Lokalne władze argumentują, że stosując procedurę in-house zapewnią mieszkańcom niższe stawki za odbiór śmieci. Praktyka pokazuje jednak, że jest odwrotnie - mówi Piotr Tokarski, rzecznik prasowy Remondis, firmy świadczącej usługi w zakresie zbiórki i transportu odpadów, która posiada oddziały w 47 miastach w Polsce.
Powołuje się na sytuacje w Jaworznie, gdzie po przejęciu zadania związanego z odbiorem odpadów przez miejską spółkę, stawki za odbiór śmieci wzrosły z 22 do 32 zł.
– Podobna sytuacja miała miejsce w Zduńskiej Woli. Prezydent obiecywał, że po przekazaniu zadania spółce miejskiej opłaty spadną, a tymczasem wzrosły z 28 do 35 zł. Co więcej, prezydent na łamach Dziennika Łódzkiego dał do zrozumienia, że dopłacił do systemu 2 mln zł, aby opłaty nie były jeszcze wyższe. Najciekawsza jest historia niedawnej podwyżki w Bytowie, gdzie opłaty poszły w górę o 20 proc. nie po roku, a tuż po powołaniu do życia spółki komunalnej - dodaje Piotr Tokarski.
Stolica tłumaczy swoją decyzję tym, że długofalowo będzie się ona opłacać.
– Warszawa jest szczególnym rynkiem - nie ma sensu porównywać sytuacji w największym mieście w Polsce do tego, co wydarzyło się w mniejszych miejscowościach. Zwiększenie liczby dzielnic, które obsługuje MPO, jest strategiczną decyzją ze strony miasta, która zapewni ciągłość odbioru odpadów i niezależność od prywatnych podmiotów. Nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy ceny będą niższe przy zleceniu odbierania odpadów MPO, ale jest na to duża szansa - mówi Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka prasowa Urzędu m.st. Warszawy.
Procedura będzie wznowiona
Dzień przed rozprawą przed KIO Urząd m. st. Warszawy opublikował jednak ogłoszenie, w którym unieważnił postępowanie. W uzasadnieniu czytamy, że postępowanie obarczone jest niemożliwą do usunięcia wadą, która uniemożliwia miastu zawarcie umowy z MPO.
– Przetarg został unieważniony, ponieważ wśród argumentów podnoszonych przez prywatne firmy znalazł się zarzut o braku udokumentowania przychodów MPO za 2021 r. Nie chcieliśmy stwarzać pretekstu do unieważnienia postępowania przez KIO, dlatego zamierzamy uzupełnić dokumentację - tłumaczy Monika Beuth-Lutyk.
Zapowiada, że w ciągu najbliższych tygodni miasto jeszcze raz przystąpi do postępowania mającego na celu zlecenie zamówienie MPO w trybie z wolnej ręki. Obecnie spółka obsługuje sześć dzielnic, od lipca ich liczba miałaby zwiększyć się do dziewięciu. Oznacza to, że MPO odbierałoby śmieci z połowy dzielnic w mieście.
– Nie mamy nic przeciwko konkurowaniu ze spółkami samorządowymi, jeśli będzie się to odbywać na równych zasadach. Zapewnienie MPO na cztery lata zleceń z dziewięciu dzielnic zamieszkałych przez ponad milion osób umożliwi spółce w niedalekiej przyszłości całkowite przejęcie warszawskiego rynku odpadów. Nasze stanowisko jest jasne: organizowanie przetargów zapewnia ochronę konkurencji, co jest najlepszym gwarantem rynkowych cen i podnoszenia jakości usług - mówi Sławomir Rudowicz.
tyle płacą obecnie mieszkańcy stolicy za gospodarowanie odpadami komunalnymi w domach wielorodzinnych…
…a tyle wynosi miesięczna stawka dla domów jednorodzinnych
tyle odpadów komunalnych rocznie produkują warszawiacy