Zacytowane powyżej słowa premiera Donalda Tuska, wygłoszone podczas wczorajszej debaty sejmowej, publikujemy z kronikarskiego obowiązku, jako że wstrząśnięty koalicyjny poseł Janusz Piechociński wnioskował o ich... wykreślenie ze stenogramu.
Partiom sprzeciwiającym się zawieszeniu na niecałe dwa lata finansowania z budżetu premier zarzucił "nikczemną hipokryzję". Adresatami tego zarzutu były nie tylko Prawo i Sprawiedliwość oraz Sojusz Lewicy Demokratycznej, ale także bratnie Polskie Stronnictwo Ludowe. Chwilę później osamotniona Platforma Obywatelska została pokonana 221:204 przez koalicję "nikczemnych hipokrytów" i jej oszczędnościowy projekt przepadł.
Doceniając PR-owską doniosłość wniosku PO dla potrzeb obecnej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, trudno jednak uniknąć wrażenia, że włączany przez różne partie reflektor poszukujący budżetowych oszczędności funkcjonuje selektywnie i wyciąga z mroku tylko określone segmenty finansów publicznych, pozostawiając w ciemności zaułki niewygodne. Na przykład prezes PiS Jarosław Kaczyński odbijając piłeczkę hipokryzji stwierdził wczoraj wprost, że przyjęcie wniosku PO radykalnie zmniejszyłoby szanse jego brata Lecha na reelekcję (PiS w kampaniach sprytnie żongluje budżetowymi pieniędzmi między wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi), czyli automatycznie promowałoby Donalda Tuska.
Jacek Zalewski