Nieszczęścia chodzą parami, a na własnej skórze przekonała się o tym właśnie polska branża hotelarska. Ostatnie tygodnie okazały się bowiem bolesnym ciosem dla jej sytuacji finansowej. Najpierw w jej obroty uderzyła tygodniowa żałoba narodowa. A zaraz po niej na niebie pojawiła się chmura pyłu wulkanicznego, która uziemiła linie lotnicze i pośrednio pogrążyła hotele.

— Szacuję wstępnie, że wybuch wulkanu kosztował mój hotel około 2 mln zł. W tygodniu, który nastąpił po wybuchu, miały się odbyć w Warszawie targi poświęcone energetyce. Wszystkie pokoje były zarezerwowane. Niestety, z powodu pyłu wulkanicznego targi odwołano, a my ponieśliśmy straty — mówi Albert Helms, dyrektor generalny warszawskiego hotelu Marriott.
Tydzień żałoby narodowej, poprzedzający wybuch, też był biznesowo bolesny.
Jego prognozy na pozostałą część roku są jednak optymistyczne.
— Spodziewam się poprawy koniunktury w ostatnim kwartale tego roku — przewiduje Albert Helms.
Więcej w środowym "Pulsie Biznesu"