Hutnicy walczą o jakość stali

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2016-08-23 22:00

Podniesienie norm dla wyrobów stalowych, stosowanych m.in. w budownictwie, ograniczy ich przywóz zza granicy. Zwłaszcza z Niemiec

Hutnicza Izba Przemysłowo-Handlowa (HIPH) broni krajowych dostawców przed napływem zagranicznej stali. Dzięki wsparciu Komisji Europejskiej, która zapowiedziała ochronę rynku przed wyrobami z Rosji, Białorusi, Chin oraz Indii, a także słabej ostatnio koniunkturze w budownictwie, udało się ograniczyć ich przywóz, zwłaszcza zza wschodniej granicy.

Bloomberg

— Bardzo duży jest natomiast napływ prętów budowlanych, często „drugiego gatunku”, zza niemieckiej granicy. Przekracza on dotychczasowy import z Białorusi, sięgający około 300 tys. ton rocznie. Są to jednak dostawy wewnątrzwspólnotowe, więc w tym przypadku nie mamy szans na ochronę rynku — mówi Stefan Dzienniak, prezes HIPH.

Wyższa jakość

Izba ma jednak pomysł na wsparcie polskich dostawców. — Prowadzimy z resortem rozwoju konsultacje dotyczące zmiany przepisów, by podwyższyć normy dla wyrobów stalowych używanych w budownictwie. Mamy nadzieję, że dzięki temu na krajowych budowach częściej będą używane wysokiej jakości wyroby stalowe rodzimych producentów — mówi Stefan Dzienniak.

Polscy przedsiębiorcy uważają, że najwyższy czas zadbać o krajowy rynek. — Docierają do nas sygnały, że część wyrobów przywożonych z Niemiec została do tego kraju przywieziona spoza Unii Europejskiej i tylko tranzytem przepływa przez Niemcy do Polski. Mamy nadzieję, że zmiana norm ograniczy napływ produktów o niższej jakości na polskie budowy i poprawi konkurencyjną pozycję krajowych producentów. Inne kraje Unii Europejskiej od lat chronią swoje rynki nawet przed dostawcami z państw wewnątrzwspólnotowych, a do Polski swobodnie napływają towary z różnych stron — mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru. Przypomina sytuację sprzed kilku lat, kiedy jego grupa Złomrex była właścicielem austriackiej sieci handlu stalą.

— W Polsce mieliśmy zbrojarnię i chcieliśmy, by nasza austriacka sieć prowadziła dystrybucję jej wyrobów, jednak Austriacy blokowali zagranicznym firmom dostęp do swojego rynku. Byliśmy zdeterminowani i po długich staraniach udało nam się wreszcie wprowadzić na tamten rynek nasze wyroby.

Import do Polski jest znacznie łatwiejszy, a rynek całkowicie otwarty — dodaje Przemysław Sztuczkowski.

Zwiastuny deficytu

Polscy budowlańcy obawiają się rynkowych ograniczeń, które mogą okazać się groźne w skutkach, zwłaszcza jeśli dojdzie do zapowiadanej kumulacji stalochłonnych inwestycji infrastrukturalnych.

— Kupujemy stal budowlaną od polskich dostawców. Obawiamy się jednak, że kiedy rozpędu nabiorą kontrakty drogowe i ruszą inwestycje kolejowe, na rynku może nastąpić niedobór wyrobów hutniczych. Nie wiemy na razie, co konkretnie chcą zmienić w przepisach dostawcy stali, więc trudno komentować ich propozycje. Trzeba jednak podkreślić, że wyroby stalowe używane w budownictwie spełniają przecież normy Unii Europejskiej, więc zakładamy, że niezależnie od zmiany krajowych przepisów będzie można je stosować nadal, skoro Komisja Europejska dopuszcza ich używanie — mówi Dariusz Blocher, prezes Budimeksu.

Jego zdaniem, firmom budowlanym zależy zwłaszcza na tym, by zmiany norm nie przyczyniły się do spekulacji i nagłego wzrostu cen wyrobów stalowych.

Przed szlabanem

Na trudny dostęp do europejskich rynków skarży się wiele polskich firm. Wśród nich był Ursus. Niemieccy urzędnicy mieli żądać od producenta dodatkowych certyfikatów. Ostatecznie pomóc miała interwencja wicepremiera Mateusza Morawieckiego i ciągniki spod Lublina swobodnie wjechały na rynek. Znane są też przykłady z branży mięsnej, która musi ukrywać swoje pochodzenie. Ich niemieccy odbiorcy przepakowują towar, by miał lokalne oznaczenia. Co roku jesienią płaczą natomiast producenci gęsi — polskie leżą obok niemieckich na sklepowej półce i choć — zdaniem naszych — niczym im nie ustępują, muszą być kilkakrotnie tańsze, żeby znaleźć nabywcę. M.in. dlatego nie rozwija się nasz eksport bardziej przetworzonych produktów spożywczych, ale musimy konkurować surowcem, który nie ma marki i nie ma kraju wytworzenia, ale trafia do dalszej obróbki. Na bariery narzekają także firmy budowlane, od lat podkreślające, że w polskich przetargach rządowych i samorządowych mogły startować unijne firmy, nawet nie mając nad Wisłą potencjału. Wejście polskich firm w realizację projektów z sektora publicznego w innych krajach unijnych nie wchodzi w grę. Łatwiej natomiast jest polskim budowlańcom zdobywać projekty z sektora prywatnego. [MICH, KAP]

Polskie blachy wyprą importowane

Hutnicy planują walczyć o rynek, nie tylko podnosząc normy, ale także jakość wyrobów. ArcelorMittal Poland (AMP), największy ich producent, zakończył właśnie remont za 175 mln zł krakowskiego wielkiego pieca. — Wartość inwestycji, które zakończymy w krakowskim oddziale jeszcze w tym roku, to ponad 500 mln zł. Wśród nich jest inwestycja w rozbudowę zdolności produkcyjnych walcowni gorącej blach. Jej moce zwiększą się docelowo o 900 tys. ton rocznie — mówi Sylwia Winiarek, rzecznik AMP.

Sięgną nawet 3,5 mln ton rocznie. W walcowni zimnej powstanie natomiast ocynkownia blach, których będzie można używać do produkcji pokryć dachowych, elementów do mocowania płyt g-k itp. Stefan Dzienniak podkreśla, że rodzimi dostawcy pokrywali dotychczas jedynie 18 proc. krajowego zużycia wyrobów płaskich. Liczy, że dzięki inwestycjom AMP wskaźnik wykorzystania krajowych blach będzie znacznie wyższy.