Kolejne niepowodzenie uchwalenia przez Radę Najwyższą Ukrainy ustawy umożliwiającej wyeksportowanie z więzienia na emigrację Julii Tymoszenko to normalka. Przypomniany poniżej tytuł zachowuje aktualność. Wtedy pisałem, że w rozgrywce o podpisanie 28 listopada umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą strona unijna stosuje „podwórkową odliczankę do trzech, gdy po dwójce zamiast ostatecznej już trójki zaczyna się odwlekanie: dwa i pół, dwa i trzy czwarte…”. Wczoraj Bruksela dopowiedziała „dwa i cztery piąte”, wyznaczając Kijowowi następny „ostateczny” termin na 19 listopada.

Sprawujący władzę absolutną prezydent Wiktor Janukowycz walczy wewnętrznie. Autentycznie chce podpisania na szczycie w Wilnie gotowego traktatu, który istotnie zmieni sytuację — nie tylko w obszarze gospodarki — na wschodnich rubieżach UE, czyli Polski.
Panicznie boi się jednak wypuszczenia głównej rywalki, która od pierwszych godzin kuracji w Niemczech stanie się premierem rządu na uchodźstwie. Liczy, że przyszłościowe relacje z 46-milionowym państwem okażą się dla UE ważniejsze niż los jednej Ukrainki. Ale Julia Tymoszenko jest wierną córą chadecji, która akurat trzyma unijne stery…