Import używanych maszyn psuje rynek
Nikt nie sprawdza jakości sprowadzanych do Polski wózków widłowych
ZMIANY: Sławomir Bąkowski, specjalista ds. marketingu firmy Wandalex, uważa, że w tym roku zniknie z rynku wielu sprzedawców wózków widłowych. Popyt nie dorównuje podaży.
fot. Grzegorz Kawecki
Sprzedawcy nowych wózków widłowych i polscy producenci narzekają na import używanego sprzętu. Ich zdaniem, Polska staje się złomowiskiem wadliwych urządzeń, a cały proceder stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników. Ceny używanego sprzętu są dużo niższe od nowych maszyn.
— Ten rok będzie dla sprzedawców wózków widłowych bardzo trudnym okresem. Mówi się, że pojawią się na rynku nowe firmy, a z drugiej strony wiele z obecnie działających przedsiębiorstw może upaść. Na rynku działa zbyt wiele firm, a zapotrzebowanie nie jest tak duże — ocenia Sławomir Bąkowski, specjalista ds. marketingu firmy Wandalex, dystrybutora wózków Daewoo.
Nasz rozmówca twierdzi, że udział Wandalexu w rynku wózków wynosi 17 proc. Natomiast przedstawiciele gliwickiego ZREMB-u, największego polskiego producenta, szacują swój udział na około 25-28 proc.
— Liczymy jednak, że w tym roku nasz udział może się zwiększyć, ponieważ spada znacznie produkcja w zakładach FUT Suchedniów — informuje Janusz Łoboz, prezes ZREMB-u.
W Polsce można nabyć sprzęt praktycznie wszystkich liczących się na świecie marek. Mocną pozycję zajmują maszyny Daewoo, ZREMB-u, a także bułgarskie wózki Balkancar.
Psucie rynku
Największym problemem sprzedawców i producentów jest import używanych wózków.
— Nie ograniczają tego żadne przepisy, w ten sposób sprowadza się do kraju złom — alarmuje Janusz Łoboz.
Podkreśla on, że od polskich producentów wymaga się odpowiednich świadectw, a tymczasem do naszego kraju można sprowadzać wózki bez atestów i certyfikatów. Dodaje on, że na domiar złego maszyny z Azji trafiają do Polski przez zachodnią granicę, dzięki czemu nie są objęte cłem.
— Odbija się to na krajowych firmach, ceny takich maszyn są bardzo niskie — twierdzi Janusz Łoboz.
Najpopularniejsze na rynku są wózki 1,5-tonowe. Ich ceny wahają się od około 50 tys. zł (pojazd polski bądź używany zagraniczny, bez atestu i certyfikatu bezpieczeństwa) do około 70 tys. zł za nowy sprzęt, bardzo dobrej jakości.
— Na całym świecie wózki muszą przechodzić regularne badania techniczne. W Polsce nie ma niestety takich wymogów. Sprowadza się więc złom z Zachodu i ludzie sami zajmują się jego naprawą. Jest niedopuszczalne, żeby dozór techniczny nie zajmował się przeglądami takiego sprzętu. Według mnie, powinny one być obowiązkowe. Niesprawne wózki zanieczyszczają środowisko i stwarzają ogromne zagrożenie dla pracowników. Rząd powinien wprowadzić ograniczenia dotyczące importu używanych wózków — uważa pragnący zachować anonimowość pracownik jednej z firm sprzedających nowe wózki.
Jak kupować
Sprzedawcy i producenci nowego sprzętu zwracają uwagę na to, że używane wózki, mimo iż ich cena jest niższa, są bardzo drogie, jeśli wziąć pod uwagę serwis. Firmy, które sprowadzają wózki używane, często nie dysponują zapleczem finansowym i mimo iż czasami udzielają gwarancji, to może się okazać, że jeszcze w trakcie jej trwania przedsiębiorstwo upadnie.
— Liczymy na to, że sytuacja ta się zmieni, a klienci zrozumieją, że nie warto inwestować w tani, niepewny sprzęt. Poza tym już wkrótce pojawią się maszyny dostępne na rynku wtórnym. To powinno utrudnić działanie importerom używanego sprzętu — uważa Sławomir Bąkowski.
Radosław Górecki