Importerzy LED żalą się w Brukseli

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2014-07-18 00:00

Komisja Europejska postanowiła wnikliwiej przyjrzeć się działaniom celników i fiskusa. Kością niezgody jest wysokość cła.

Za tydzień (25 lipca) odbędzie się spotkanie urzędników Komisji Europejskiej (KE) z polskimi firmami skarżącymi się na działania celników i Ministerstwa Finansów związane z importem ekranów diodowych (LED). To konsekwencja skargi, jaką we wrześniu 2013 r. złożyła w Brukseli spółka Shadok AV Piechuła. Na spotkanie z eurourzędnikami wybierają się także przedstawiciele innych firm. — Planujemy przyłączyć się do tej skargi — mówi Marcin Miłkowski, właściciel Metroledu. — Mamy nadzieję, że uda nam się wziąć udział w tym spotkaniu — dodaje Katarzyna Popiłka, prezes Optargetu. Importerzy przekonali się, że choć w Unii Europejskiej (UE) obowiązuje jedna taryfa celna, to w Polsce… jakby inna.

FOT. Bloomberg
FOT. Bloomberg
None
None

O czy 14 proc.?

Na EURO 2012 Shadok AV Piechuła zamontowała pod dachem wrocławskiego stadionu dwa wielkie ekrany wyprodukowane w Japonii. W lipcu 2011 r. zgłosiła je do odprawy celnej ze stawką 0 proc. W grudniu 2012 r. urzędy celne w Rybniku i we Wrocławiu stwierdziły jednak, że właściwa stawka to 14 proc., i zażądały zapłaty około 0,5 mln zł. Stanowisko celników sprowadza się do tego, że skoro na wielkim ekranie można wyświetlać obraz, powinien być on objęty taką stawką celną jak domowy telewizor. Podpierają się przy tym rozporządzeniem wykonawczym KE z 7 lutego 2012 r., które wykluczyło możliwość odprawy ekranów LED ze stawką 0 proc. Sęk w tym, że domagają się pieniędzy za odprawy celne sprzed wejścia w życie tego rozporządzenia.

Grzegorz Piechuła, prezes Shadok AV Piechuła, podkreśla, że przed sprowadzeniem ekranów sprawdził na stronie internetowej KE ówczesne wiążące interpretacje taryfowe (WIT) wystawiane na takie urządzenia przez urzędy celne innych państw UE. Wszystkie klasyfikowały ekrany LED jako tablice informacyjne i wskazywały stawkę cła 0 proc. „Przytaczane WIT-y nie zostały wystawione wskutek wniosku złożonego przez kontrolowanego, co tym samym nie zobowiązują organów celnych do stosowania wobec spółki Shadok AV Piechuła klasyfikacji towarowej określonej w WITach” — odpowiedzieli celnicy.

Historie innych firm są bliźniacze. Federico Elia, współwłaściciel Optargetu, który dostarczył ekrany na Stadion Narodowy, gdy zaczął mieć problemy z polskimi celnikami, wystąpił przez włoską firmę o interpretację do włoskiego urzędu celnego. Uzyskał potwierdzenie stawki 0 proc. Polacy stwierdzili jednak, że wniosek składała włoska firma, więc odpowiedź nie ma znaczenia. Gdy do włoskiego urzędu wystąpiła polska spółka Włocha, odpowiedź była ta sama — cło wynosi 0 proc.

Pierwszy bankrut

Polskie sądy administracyjne przyznają jednak rację polskim celnikom. Nieprawomocnie, ale nie wszyscy wytrzymują przeciągającą się walkę. W Sellsys Vision — dostarczyła ekrany na Stadion Śląski — jest już syndyk.

Akurat nie przez wyposażenie stadionu, bo to zostało odprawione w Rotterdamie, ale późniejsze transakcje. Tomasz Rusinowski, współwłaściciel Sellsys Vision, twierdzi, że kiedy zaczęły się jego kłopoty z polskimi celnikami, wysłał pismo do urzędu celnego w Hamburgu, w którym odprawiał ekrany wykorzystywane do celów reklamowych, płacąc 3,7 proc. cła. Wskazał istnienie WIT ze stawką 0 proc. i dostał od Niemców zwrot pieniędzy. O przetrwanie walczy Metroled.

Jego właściciel na dziś ma wyznaczony termin rozprawy w sprawie karno-skarbowej, jaką zgotowali mu celnicy. Sprowadził kontener tablic informacyjnych, które można stawiać przy drogach do informowania o pogodzie lub korkach.

— Miałem informację od producenta, innych importerów i firmy spedycyjnej, że cło wynosi 0 proc. Zadzwoniłem jeszcze do trzech urzędów celnych i we wszystkich trzech przypadkach mi to potwierdzono, zastrzegając, że jeśli chcę mieć tę informację formalnie, muszę wystąpić o WIT. Poszedłem do urzędu celnego w Lublinie i usłyszałem to samo — wspomina Marcin Miłkowski.

O WIT nie wystąpił i to się zemściło. Celnicy naliczyli mu 14 proc. cła — około 35 tys. zł.

— To nie są wielkie pieniądze, ale mnie ich zabrakło i zacząłem mieć problemy z płynnością. Nie mogę sobie pozwolić na upadłość, bo moja firma to jednoosobowa działalność gospodarcza, a dostałem ponad 300 tys. zł unijnego dofinansowania na rozkręcenie biznesu, który musi przetrwać jeszcze półtora roku. Inaczej będę musiał oddać i te pieniądze — relacjonuje Marcin Miłkowski.