Wygląda na to, że wieprzowe górki i dołki są zjawiskiem ponad- ustrojowym i znacznie trwalszym niż np. problem sznurka do snopowiązałek. Ze świńskim cyklem nie potrafiła sobie poradzić gospodarka — z nazwy — planowa, nie potrafi również rynkowa. Aktualna nadwyżka podażowa wieprzowiny szacowana jest na 150 tys. ton. Rolnicy rozładowują stres w sposób, jaki wydaje im się najbardziej skuteczny — czyli blokadami na drogach.
A przecież przyczyna mięsnej sinusoidy jest oczywista - rozdrobnione polskie rolnictwo jest bardzo biedne i stadnie rzuca się na każdą możliwość zarobku. W podażowym dołku ceny idą w górę i nie ma problemów ze zbytem — co jest sygnałem, że należy natychmiast zwiększać zasiewy czy rozbudowywać stada. Rzecz w tym, iż taką jednostkową decyzję podejmują jednocześnie tysiące producentów. Ich kalkulacja jest prosta: masa towarowa razy ceny z okresu niedoboru. Zderzenie z twardą rzeczywistością rozchwianego rynku jest bardzo bolesne — nie tylko, że ceny gwałtownie spadają, to jeszcze nie daje się sprzedać towaru. Efekt jest taki, że w następnym cyklu produkcyjnym ziemia leży odłogiem, a chlewnie stoją puste. Potem w podażowym dołku ceny idą w górę — i tak w kółko...
Cały poprzedni akapit jest abecadłem ekonomii. Zjawisko mięsnej górki nieuchronnie nadciągało od kilku miesięcy, jako że poprzedzone było nadpodażą zboża. Wiedzieli o nim wszyscy zainteresowani — oprócz odpowiedzialnych decydentów. Podobnie jak w przypadku zboża, Agencja Rynku Rolnego reaguje skupem interwencyjnym zdecydowanie ZA PÓŹNO. Zbożowa kompromitacja w lecie skończyła się zmianą prezesa ARR. Wygląda na to, że jej obecny szef nie potrafi wyciągać wniosków z doświadczeń poprzednika.