Główny indeks giełdy nowojorskiej S&P500zamknął ubiegły tydzień blisko 2-procentowym spadkiem. W tym samym czasie prawdopodobieństwo reelekcji urzędującego prezydenta, mierzone notowaniami tzw. kontraktów na Obamę, zniżkowało do 62 proc., choć jeszcze dwa tygodnie temu było bliskie 80 proc. Część komentatorów uważa, że ten zbieg okoliczności, to coś więcej niż zwykły przypadek.

Inwestorzy wolą Obamę
— Spadki indeksów to oczywista konsekwencja obaw o to, że zwycięży Mitt Romney — komentował na Twitterze profesor ekonomii na uniwersytecie w Chicago Richard Thaler. Portal Real Clear Politics na podstawie średniej z ostatnich sondaży oblicza, że po raz pierwszy od roku na prowadzenie w badaniach wyszedł kandydat republikanów. Kampania Baracka Obamy nie ma najlepszej passy od debaty telewizyjnej, której zdecydowanym zwycięzcą media okrzyknęły Mitta Romneya.
Z przeprowadzonego po czwartkowej debacie kandydatów na wiceprezydenta sondażu CNN wynika, że również z tego starcia zwycięsko wyszedł republikanin Paul Ryan. — Rynek spada, bo większe prawdopodobieństwo zwycięstwa Mitta Romneya oznacza także wyższe ryzyko zastąpienia Bena Bernankego na fotelu szefa Fedu kimś nastawionym bardziej jastrzębio — zauważa niezależny analityk Jim Bianco.
Czarne chmury nad Bernankem
W czasie swojej kampanii kandydat republikanów wielokrotnie krytykował szefa Fedu. Nie jest tajemnicą, że chętnie widziałby silniejszego dolara niż Ben Bernanke. Odwołanie szefa Fedu to jednak bardzo mało prawdopodobna perspektywa, nawet w przypadku wygranej Mitta Romneya.
— Zwolnienie prezesa Rezerwy Federalnej to nie takie proste zadanie. Musi być do tego lepszy powód niż tylko różnica poglądów między bankiem centralnym i administracją — twierdzi Andy Laperriere, ekspert think-tanku ISI Group. Nowo wybrany prezydent mógłby wezwać Bena Bernankego do złożenia dymisji.
W takiej sytuacji szef Fedu najprawdopodobniej nie oparłby się takiemu naciskowi. To jednak podważyłoby niezależność banku i stworzyło groźny precedens. Niemal pewny efekt to wzrost niepokoju na rynkach finansowych i otwarcie na przyszłość możliwości bezpośredniego ingerowania polityków w działalność banku. Wybór Mitta Romneya byłby jednak dodatkową presją na zaostrzenie polityki monetarnej przez jej twórców.
Po upływie kadencji prezesa pod koniec 2013 r. otworem stałaby także droga do zmian układu sił w Fedzie. To stawiałoby pod znakiem zapytania niedawne deklaracje bezterminowo łagodnej polityki pieniężnej w USA. Wśród potencjalnych skutków jest umocnienie dolara, spowolnienie zwyżek na giełdach i odpływ kapitału z rynków wschodzących, mogący zaszkodzić koniunkturze na rynkach surowcowych.
Spadkowa wróżba
— Jesteśmy sceptyczni, czy ostatnie spadki to faktycznie skutek lepszych sondaży dla Mitta Romneya. Jeżeli jednak założymy, że fundamentem zwyżek na giełdzie są właśnie działania Fedu, to taki związek ma sens — zauważa Joseph Wiesenthal, amerykański komentator finansowy.
Zależność giełdowej koniunktury i perspektyw wyborczych potwierdzają wykresy. Blogger finansowy Chartist Friend From Pittsburgh zauważa, że podobieństwo między notowaniami kontraktów obstawiających zwycięstwo Baracka Obamy a głównymi indeksami nowojorskiego parkietu jest uderzające. — Rajd po ogłoszeniu trzeciego programu aktywów szybko się załamał. Rosnące szanse Mitta Romneya sprawiają, że obliczone na dalszą pomoc Fedu zwyżki to nie zapowiedź przełomu na giełdach, ale pułapka na byki — twierdzi blogger.
W tym rozumowaniu jest jednak słaby punkt. Być może to nie oczekiwania na zwycięstwo jednego lub drugiego kandydata sterują indeksami, ale odwrotnie? Zwyżki indeksów to odzwierciedlenie poprawy koniunktury i perspektyw amerykańskiej gospodarki. Powinno więc im towarzyszyć oczekiwanie dobrego wyniku urzędującego prezydenta.
Zwycięstwo Baracka Obamy oznaczałoby słabszego dolara niż triumf Mitta Romneya. O kształcie polityki pieniężnej Fedu zdecyduje jednak kondycja amerykańskiej gospodarki. Dlatego zwycięstwo republikanina nie powinno być wstrząsem dla rynków.