Niedługo może dojść do zmiany układu sił w Hawe, giełdowej spółce zajmującej się budową i wynajmem sieci światłowodowych. Według nieoficjalnych informacji „Pulsu Biznesu” negocjacje pomiędzy Markiem Falentą, który kontroluje 35 proc. akcji, i potencjalnymi kupcami są bardzo zaawansowane.



Choć Falenta już kilka razy próbował sprzedać tę spółkę, to obecna transakcja jest raczej próbą wykorzystania okazji przez potencjalnych kupców, po tym jak przedsiębiorca stał się podejrzanym o udział w aferze podsłuchowej, czyli akcji nielegalnego podsłuchiwania urzędników i przedsiębiorców. Rozmowy idą w błyskawicznym tempie, ale jednocześnie obfitują w nagłe zwroty akcji.
Czarny koń
Przedsiębiorca potencjalnych kupców odsyła do grupy Investors (właściciel domu inwestycyjnego i TFI). Według naszych źródeł jeszcze do wczoraj najbliżej przejęcia był MCI, podpisano już nawet wstępne porozumienie przyznające giełdowemu funduszowi private equity wyłączność. Niedawno MCI zaczął skupować akcje Netii i według naszych informacji widzi synergie między spółkami.
Cezary Smorszczewski, prezes MCI, nie odpowiedział na nasze pytania. Według naszych ustaleń w tym momencie do gry ostro wszedł Michał Sołowow. Miliarder nie odpowiedział na pytania o zainteresowanie Hawe, ale w dwóch źródłach potwierdziliśmy, że prowadzi rozmowy z Markiem Falentą. Spółką interesuje się od dawna, teraz do zakupu skłania go cena akcji.
Kupującym może okazać się też… grupa Investors. Według naszych ustaleń analizuje scenariusz odkupienia pakietu akcji Falenty, w sytuacji gdyby na stole nie pojawiły się inne oferty. Ma asa w rękawie.
— Falenta chce sfinalizować transakcję do końca lipca, czyli w błyskawicznym tempie, a Investors doskonale zna spółkę, bo pracuje z nią od długiego czasu przy pozyskiwaniu finansowania. Robił dokładny due diligence przy okazji emisji obligacji oraz wydawania rekomendacji. Dlatego może szybko i bardzo konkretnie rozmawiać. Minusem jest to, że pewnie nie ma finansowania — mówi osoba zbliżona do transakcji. O ile MCI i Michał Sołowow byliby dla Hawe inwestorami strategicznymi, to Investors typowo finansowym. Obecny kurs akcji Hawe na giełdzie to ok. 2,7 zł, tymczasem według rekomendacji wydanej przez analityków Investors są warte 4,52 zł. Kurs dołują przede wszystkim problemy głównego akcjonariusza.
— Bez Marka Falenty w akcjonariacie spółka zyskuje minimum 20-30 proc. na wartości — mówi osoba zbliżona do transakcji. Investors kupiłby akcje i kilka miesięcy później mógł sprzedać z zyskiem. Paradoksalnie, na pośredniku w transakcji zależy również… potencjalnym kupującym.
— Nie wyobrażam sobie, że ktoś teraz zrobi transakcję bezpośrednio z Markiem Falentą. Będzie się potem musiał w różnych miejscach tłumaczyć, dlaczego przelewał mu pieniądze, to duże ryzyko reputacyjne — mówi osoba z rynku kapitałowego. Oprócz standardowej prowizji od przeprowadzenia transakcji Investors ma jeszcze jeden dodatkowy bodziec do zamknięcia transakcji. Od dobrych kilku miesięcy pracuje nad zrefinansowaniem długu Hawe.
Spółka w przyszłym roku musi wykupić obligacje za ponad 30 mln zł, a przede wszystkim spłacić 100 mln zł pożyczki zaciągniętej w Agencji Rozwoju Przemysłu.
— Hawe od dłuższego czasu chodzi po rynku i próbuje zrefinansować dług, ale tak długo, jak w akcjonariacie jest Marek Falenta, nie jesteśmy zainteresowani rozmowami — mówi zarządzający z TFI. To, że przedsiębiorca podejrzany o udział w głośnej aferze ciąży spółce, potwierdzają nawet jej władze.
— Zgodnie z informacjami przedstawionymi radzie nadzorczej przez doradcę transakcyjnego, potencjalnie zainteresowani Hawe inwestorzy zewnętrzni jako warunek prowadzenia dalszych negocjacji postawili zmianę głównego akcjonariusza. Decyzja w tej sprawie należy jednak oczywiście do Marka Falenty — mówił kilka dni temu na łamach „PB” Tomasz Misiak, wiceprzewodniczący rady nadzorczej i akcjonariusz Hawe.
Dopychanie do ściany
Czy Marek Falenta ulży spółce, którą rozwijał od kilku ładnych lat? Oficjalnie zadeklarował taką chęć. „Obecna sytuacja związana z moją osobą w znaczący sposób wpływa na spółki, które znajdują się w moim portfelu inwestycyjnym. Dotyczy to w szczególności Hawe. Dlatego też postanowiłem, że nie mogę być obciążeniem dla spółki, której pozycję przez długi czas budowałem i zdecydowałem się sprzedać wszystkie akcje, które posiadam w Hawe” — tłumaczył w oświadczeniu wydanym kilka dni temu Marek Falenta.
Jednak dotychczasowe próby odkupienia akcji od Marka Falenty rozbijały się głównie o cenę. Główny akcjonariusz oczekiwał znaczącej premii w stosunku do wyceny giełdowej, w szczycie nawet 8 zł za akcję. Nie inaczej jest teraz — według naszych informacji MCI zaproponował odkupienie po aktualnej cenie rynkowej. Marek Falenta początkowo zawistował wyżej, ale powoli spuszcza z tonu.
— Jest w trudnym położeniu — nie wiadomo, jak będzie przebiegała afera podsłuchowa, a akcje Hawe są zabezpieczeniem kredytów. Historia twórców IDMSA pokazała, jak to jest niebezpieczne i do czego może doprowadzić, więc jego priorytetemjest pozbycie się długu — mówi osoba zbliżona do transakcji.
Według naszych źródeł Marek Falenta ma ok. 80 mln zł zadłużenia, głównie w Alior Banku. Choć sam przekonuje, że jest niewinny, to śledczy wydają się pewni swego, dlatego nie można wykluczyć kolejnych zatrzymań lub innych działań śledczych niekorzystnych dla przedsiębiorcy, które prowadziłyby do spadku kursu, a tym samym pęknięcia lewarów.
— Bank mógłby zażądać zwiększenia zabezpieczeń kredytów, a Falenta nie ma możliwości przedstawienia kolejnych zabezpieczeń — mówi osoba zbliżona do Marka Falenty. Sprzedając akcje, Marek Falenta pozbywa się ryzyka, ale również zdejmuje garb długu, który mocno mu ciąży. To oznacza, że będzie skłonny zaakceptować ofertę, która będzie opiewała na nie mniej niż 80 mln zł.
Falenta odzyska 1 mln zł i paszport
Marek Falenta, jeden z najbogatszych Polaków, ma powody do zadowolenia. Sąd uchylił wszystkie środki zapobiegawcze, które nałożyła na niego prokuratura w śledztwie dotyczącym afery podsłuchowej. Śledczy muszą zwrócić mu paszport i 1 mln zł poręczenia majątkowego. Biznesmen nie musi też stawiać się na policji w ramach tzw. dozoru.
Sąd uznał, że prokuratura uczyniła zadość wymogowi uprawdopodobnienia, że dopuścił się przestępstwa, jednak nie uzasadniła wystarczająco stosowania w stosunku do niego środków zapobiegawczych. Na Falencie i jego szwagrze Krzysztofie Rybce ciążą zarzuty współudziału w procederze nielegalnego podsłuchiwania polityków, prowadzonym przez kelnerów stołecznych restauracji — Łukasza N. i Konrada L.
Obaj biznesmeni, którym grozi do dwóch lat więzienia, nie przyznają się do zarzutów i zapewniają, że są niewinni. Łukasz N. i Konrad L. przyznali się natomiast i złożyli obszerne wyjaśnienia. M.in. na ich podstawie prokuratura ustaliła, że od lipca 2013 r. podsłuchano kilkadziesiąt osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. 18 z tych osób uzyskało już status pokrzywdzonego w sprawie. [Dawid Tokarz]