Unijna siedmiolatka finansowa 2014–20 jest ostatnią tak korzystną dla Polski, która w rozliczeniu netto wciąż jest beneficjentem. Istotne zmniejszenie, a nawet brak zewnętrznego wsparcia będzie wielkim wyzwaniem dla narodowej gospodarki, dlatego już teraz trzeba myśleć o źródłach alternatywnych. Najbardziej naturalne i korzystne społecznie byłoby wprzęgnięcie do rozwoju gospodarczego oszczędności, zarówno przedsiębiorstw, jak i osób fizycznych. Szczególnie obywatele mają jednak obawy przed podejmowaniem ryzyka długoterminowego.
Odblokowania inwestycji nie można nakazać, zależy ono od poziomu zaufania potencjalnych inwestorów instytucjonalnych i indywidualnych do państwa. Oczekują oni przede wszystkim stabilności przepisów i wprowadzania zmian prawnych — zwłaszcza w obszarze tak czułym jak pieniądze — z rzetelnym uzasadnieniem oraz odpowiednim vacatio legis. Niestety, praktyka władzy często zaprzecza tym zasadom. Ważne ustawy, obciążające finansowo przedsiębiorców, wciąż forsowane są z zaskoczenia, ścieżką projektów niby-poselskich, bez jakichkolwiek konsultacji społecznych.
Potencjał do uruchomienia płynności finansowej obywateli jest wielki, wszak Polacy inwestują w dobra stabilne, takie jak nieruchomości czy mieszkania. Problemem staje się niechęć do przekierowania tych pieniędzy na bardziej ryzykowny rynek kapitałowy, a przecież warszawska giełda została w 1991 r. reaktywowana z myślą przede wszystkim o inwestorach indywidualnych. Szczególnym problemem jest finansowanie innowacji, które z założenia przynoszą zwrot dopiero w dłuższym horyzoncie czasowym.