Inwestycje mają być lekarstwem rządu na kryzys. Jak zaznaczył premier Donald Tusk w piątkowym przemówieniu, przez najbliższe kilka lat rząd zamierza wydać na duże projekty kilkaset miliardów złotych, w tym 60 mld zł w energetyce do 2020 r., 50 mld zł na poszukiwania gazu łupkowego do 2016 i 73 mld zł na transport do 2015 r. To ma rozruszać gospodarkę w najtrudniejszym dla niej okresie — kiedy spowalniana jest przez recesję w strefie euro i kurczące się unijne dotacje z budżetu siedmioletniego.
BGK na sterydach
Jak szacuje bank Citi Handlowy, zgodnie z zapowiedziami premiera, rząd na inwestycje będzie wydawał rocznie średnio równowartość 2,4 proc. PKB. To mniej więcej tyle, ile wynosi dziś wzrost gospodarczy Polski. Nie oznacza to jednak, że czeka nas gospodarczy boom.
— Choć wymieniane przez rząd kwoty są ogromne, inwestycje te już od dawna są zaplanowane. Nie są to żadne dodatkowe pieniądze wprowadzane do gospodarki, dlatego zapowiedzi premiera nie podnoszą naszych prognoz gospodarczych dla Polski — mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Ciekawą nowością jest jednak pomysł rządu, by zwiększyć akcję kredytową Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Jak wyjaśniał w sobotę Mikołaj Budzanowski, minister skarbu, do BGK przeniesione zostaną akcje wybranych spółek należących do rządu. Będą to te firmy, w których rząd ma więcej udziałów niż wynosi pakiet kontrolny.
— W niektórych firmach pakiet kontrolny to 27 proc. akcji, w innych 51 proc. Wszystko, co jest powyżej tego progu, to nadwyżka prywatyzacyjna — tłumaczy Mikołaj Budzanowski. BGK nadwyżkę sprzeda na rynku. Rząd szacuje, że bank uzyska w ten sposób docelowo około 10 mld zł, które zostaną przeznaczone na zwiększenie kapitałów BGK. Ten zwiększony kapitał ma następnie posłużyć bankowi do zaciągania pożyczek.
— BGK będzie mógł wyemitować obligacje, albo uzyskać kredyt w Europejskim Banku Inwestycyjnym. Pozwoli to uzyskać kilkukrotną dźwignię finansową — wyjaśniał Jacek Rostowski, minister finansów.
Jak dodał, teoretycznie z 10 mld zł BGK będzie mógł zaciągnąć na rynku zobowiązania nawet na 70—80 mld zł. Ponieważ mechanizm ten będzie jednak budowany przez przynajmniej rok (najpierw trzeba sprzedać akcje, później zaciągać kredyty lub organizować emisje obligacji BGK), rząd szacuje, że faktyczna dźwignia będzie mniejsza. Do 2015 r. „moce” BGK mają urosnąć o 40 mld zł. Pieniądze te mają zostać przeznaczone na udzielanie kredytów na duże inwestycje firm państwowych i prywatnych oraz samorządów.
— Mamy wstępnie zakwalifikowanych 12 projektów inwestycyjnych ze strony firm. Mamy nadzieję, że do tego dołączane będą projekty samorządów — mówi Mikołaj Budzanowski. Od strony prawnej, proces inwestycyjny BGK będzie wspierany przez specjalny wehikuł Inwestycje Polskie.
— Ma działać jako spółka prawa handlowego. Będzie to inwestor, który będzie zawierał z innymi inwestorami i instytucjami finansowymi zwykłe umowy, na zasadach komercyjnych — mówi osoba uczestnicząca w pracach nad projektem.
Długi rozruch
Eksperci ideę zwiększania mocy BGK, jako dostawcy kapitału pod inwestycje, oceniają pozytywnie.
— Uważam, że jeśli minister skarbu ma zasób w postaci akcji spółek państwowych, które po prostu leżą w szufladzie, oraz alternatywnie, możliwość włożenia ich do wehikułu inwestycyjnego i kreowania pieniądza, to temu drugiemu pomysłowi należy przyklasnąć — mówi Jacek Socha, wiceprezes PwC, były minister skarbu państwa. Projekt budzi jednak też wątpliwości. Mikołaj Budzanowski zapowiedział, że prywatyzacja w dotychczasowym rozumieniu będzie realizowana zgodnie z planem.
— Plan 5 mld zł z prywatyzacji jako przychód budżetu jest niezagrożony — zapewnia minister. Jednak tak nagłe potrojenie programu prywatyzacji (5 mld zł planowane plus 10 mld zł ze sprzedaży przez BGK) zwiększa ryzyko, że nie uda się go zrealizować. Ponadto, w przyszłości przychody z prywatyzacji będą prawdopodobnie w całości trafiały do BGK.
Ucierpi na tym budżet (przychody z prywatyzacji służą finansowaniu deficytu) oraz rozmontowany zostanie Fundusz Rezerwy Demograficznej (zasilany przychodami z prywatyzacji). Nawet jeśli plany rządu się zrealizują, gospodarka odczuje to najwcześniej w 2014 r., kiedy prawdopodobnie najgorsze już i tak będzie miała za sobą.
— Konstrukcja, zakładająca sprzedaż akcji, a następnie udzielanie kredytów, wymaga czasu, dlatego mało prawdopodobny jest impuls inwestycyjny w gospodarce w tym i przyszłym roku — twierdzi Rafał Benecki, ekonomista ING Banku Śląskiego.
Inwestycje Polskie to po części kolejny twór kreatywnej księgowości ministra Rostowskiego. Zobowiązania zaciągane przez BGK, choć faktycznie są zadłużeniem państwa, oficjalnie nie zwiększą krajowego długu. W podobny sposób zadłużenie „obniżył” (już o ponad 40 mld zł) Krajowy Fundusz Drogowy. Tym razem sytuacja ma być jednak nieco inna, bo BGK będzie zadłużał się po to, by pożyczać firmom, a pieniądze trafią na inwestycje, czyli teoretycznie powinny się podatnikom zwracać.