Jak digitalizacja zmieni(ła) świat

Stefan Batory, twórca iTaxi i Booksy
opublikowano: 2020-01-02 22:00

Trendy we współczesnej gospodarce i tempo adaptacji nowych technologii sprawiają, że głoszone od ponad 20 lat hasło „Digitalizacja zmieni świat” wymaga aktualizacji.

Przewrót w procesach produkcyjnych dokonanych na fali cyfrowej rewolucji już stał się faktem. Pytanie, czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie w równym tempie podążać za zmianami, które sami napędzamy. Amerykański rynek retail zamknął 2019 r. niechlubnym rekordem — pierwszy raz w historii w ciągu roku zniknęło ponad 9,3 tys. sklepów stacjonarnych. Zmiana nawyków konsumenckich i rosnący udział zakupów online nie oszczędza nawet gigantów. Walkę z widmem bankructwa przegrali już Sears czy Toys “R” Us, a obecne trendy zmuszają do zamykania kolejnych placówek takie ikony handlu, jak Macy’s, Victoria’s Secret i Bed, Bath & Beyond. Czy to oznacza, że Amerykanie kupują mniej? Bynajmniej. Za tę zmianę odpowiedzialna jest branża e-commerce, której rozwój dokonuje się kosztem tradycyjnych kanałów sprzedaży. Wartość zakupów internetowych przekracza już w USA 10 proc. wydatków w sklepach stacjonarnych.

Stefan Batory, twórca iTaxi i Booksy

Tytuł lidera sprzedaży online od lat należy do Amazona, czyniąc jego założyciela, Jeffa Bezosa, najbogatszym człowiekiem świata. Tym samym zapowiadany od lat trend w postaci masowych zamknięć sklepów zyskuje potwierdzenie w rzeczywistości. Co więcej, stały regres tradycyjnego rynku retail będzie kołem zamachowym dalszego rozwoju sprzedaży online i dodatkowo przyspieszy ten proces. Konsumenci, dla których świat e-handlu stanowi już dobrze znane terytorium, łatwo znajdą wirtualne odpowiedniki swoich ulubionych sklepów. Czy ta fala ogarnie również Europę? Patrząc na kierunek, z którego płyną do nas trendy zakupowe, naiwnością byłoby sądzić, że handlowa apokalipsa nas ominie. Zamknięcia flagowych sklepów stacjonarnych i kolejne święta promujące zakupy online, takie jak Cyber Monday, to tylko kwestia czasu.

Digitalizacja ułatwia prowadzenie biznesu i przyspiesza obieg pieniądza, jednak szybkie tempo zmian wymaga od uczestników nowej rzeczywistości dużej elastyczności i ciągłego podążania za zmieniającym się światem. Ostatnio pewien taksówkarz udzielił mi bardzo ważnej rady: nigdy nie pracuj w jednej firmie przez 27 lat. Gdy jego poprzedni pracodawca zbankrutował, doświadczenie i wiedza zdobywana latami w jednym miejscu pracy okazały się niewystarczające do znalezienia zatrudnienia w tej samej branży. By zachować źródło utrzymania, był zmuszony szybko odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Niestety jego historia potwierdza przypuszczenia dotyczące negatywnych skutków digitalizacji — nie wszyscy są w stanie dotrzymać tempa zmianom. Brak podstawowych kompetencji cyfrowych pozbawia nas możliwości wyboru i zdaje na łaskę tego, co aktualnie ma do zaoferowania rynek. Wiele osób poszukujących łatwo dostępnej i elastycznej pracy znajduje ją w firmach oferujących usługi on-demand. Rozkwit przeżywają aplikacje, za pomocą których zamówimy jedzenie z dostawą, transport lub strzyżenie trawnika, a wszystko oczywiście tu i teraz. W spomniane firmy pod hasłem demokratyzacji miejsc pracy otwierają się m.in. na imigrantów i osoby bez wyższych kwalifikacji. Łatwy dostęp do nowych zleceń i wizja szybkiego zysku to jednak tylko jedna strona medalu.

Aby utrzymać poziom zarobków, usługobiorca musi zagwarantować stałą dostępność i gotowość podjęcia się każdego zlecenia. Sprowadza go to poniekąd do roli cyfrowego zakładnika — jego los zależy nie tylko od popytu, ale też algorytmu, który na podstawie dostępności, liczby gwiazdek i cen usług zdecyduje o udzieleniu zamówienia. Kolejnym etapem wydaje się to, co już doskonale znamy — koncentracja kapitału w rękach biznesu i wzrost grupy osób wykluczonych, skazanych na niskie dochody, bez perspektywy awansu do klasy średniej. Na naszych oczach technologia zaczyna wkraczać również w obszary zarezerwowane dotychczas dla ludzi i przybliża rzeczywistość, którą do tej pory znaliśmy jedynie z filmów s.f. W Kalifornii pierwsze samochody autonomiczne zostały już dopuszczone do jazdy po mieście bez człowieka za kierownicą. Galopujący postęp nasuwa pytania nie tylko o odpowiedzialność maszyn w przypadku ewentualnych wypadków, ale też o to, jak na rewolucję w jednej branży zareagują inne gałęzie gospodarki. Co stanie się z licznymi barami i hotelami działającym przy drogach? Czy stacje benzynowe stracą rację bytu przez upowszechnianie pojazdów zasilanych elektrycznie? Wywołana w ten sposób reakcja łańcuchowa rodzi też pytanie o los tysięcy pracowników — zapotrzebowanie na ich pracę zostanie bowiem drastycznie ograniczone.

Optymalizację procesów, m.in. zastępowanie pracy ludzi pracą maszyn, dodatkowo przyspieszają rosnące koszty zatrudnienia. Popularność automatów do zamawiania jedzenia w McDonald’sie i redukcja załogi w lokalach była reakcją na podniesienie w USA minimalnej stawki godzinowej. Chatboty zastępujące pracowników infolinii dostępne dla klientów 24/7 i zdolne szybko się uczyć umożliwią redukcję zatrudnienia w działach typu call center. Inwestycja w technologie pozwala dostarczyć produkty zgodnie z oczekiwaniami konsumentów: w krótkim czasie przy zachowaniu niskiej ceny i wysokiej jakości obsługi. Skutki uboczne? Znikające miejsca pracy. Digitalizacja sama w sobie jest bez wątpienia ogromną szansą i per saldo w dłuższej perspektywie upowszechnienie technologii będzie korzystne dla gospodarki. W krótkim okresie natomiast wysokie tempo zmian skutkować może wykluczeniem rzeszy osób, które będą szukały odpowiedzi na pytanie, co dalej. Ryzyko stanowią potencjalne niepokoje społeczne wśród grup walczących o godne miejsce w nowej rzeczywistości, podatnych na retorykę prostych recept. Z podobnym zjawiskiem świat zachodni zmierzył się już w XVIII i XIX w., gdy w wyniku rewolucji przemysłowej ucierpiały sektory oparte na pracy ludzkich rąk. Z drugiej strony nikt nie wyobraża sobie rezygnacji z ówczesnych zdobyczy techniki, które w końcu przyczyniły się do rozwoju zachodnich gospodarek i bogacenia się społeczeństw. To oznacza, że świat ponownie znajdzie odpowiedź na pytanie, co robić w obliczu nadchodzących zmian. Różnica polega na tym, że tym razem mamy na to zdecydowanie mniej czasu.