Ajinomoto, japoński gigant spożywczy, zawiązuje spółkę z firmą z Częstochowy, żeby karmić gyoza całą Europę
Po roku współpracy przyszedł czas na wspólne przedsięwzięcie. Do urzędu
antymonopolowego właśnie wpłynął wniosek tokijskiego Ajinomoto Frozen
Foods i częstochowskiego Jawo o zgodę na „utworzenie wspólnego
przedsiębiorcy pod firmą Ajinomoto Jawo Sp. z o.o.”.
Dla osiągającej roczne przychody na poziomie 30 mld zł grupy Ajinomoto
Polska nie jest obcym rynkiem. Jej biuro działa tu od 1997 r., a w 2003
r. przejęła firmę Samsmak Foods i produkuje w Małkini Górnej zupy
błyskawiczne z makaronem. Poza produktami instant i zupami Japończycy
wytwarzają w 120 fabrykach na całym świecie m.in. przyprawy i mrożonki.
Drugą noga biznesu grupy są farmaceutyki i biotechnologia — Ajinomoto
jest m.in. czołowym dostawcą aminokwasów.
— Latem 2013 r. rozpoczęliśmy dla Ajinomoto produkcję gyoza [czyli
japońskich pierogów — red.], które później trafiały na rynek europejski
— głównie do Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, czyli tam, gdzie
kuchnia japońska cieszy się dużym powodzeniem. Ponieważ rynek japońskiej
żywności mocno się tam rozwija, uznaliśmy, że kolejnym etapem współpracy
będzie wspólne przedsiębiorstwo, które będzie produkcyjną furtką na całą
UE. Większość europejskich dostaw Ajinomoto realizowało dotychczas z
Azji — mówi Renata Kasprzycka, prezes Jawo. Nowy zakład, na początek z
linią do produkcji pierogów, ma ruszyć w kwietniu 2015 r. Planowane
zatrudnienie to 40 osób. Jawo zatrudnia obecnie 150 pracowników, a
ubiegłoroczne obroty spółki sięgnęły 33 mln zł.
— Wierzymy, że na pierogach się nie skończy i będziemy dokładać do
portfela kolejne produkty Ajinomoto. To dla nas cenny inwestor. O
powodzeniu współpracy zdecydowała nasza wąska specjalizacja i wysoka
jakość, którą Japończycy niezwykle cenią. Na bardzo rozdrobnionym
polskim rynku mrożonek my zdecydowaliśmy się w pełni skoncentrować na
pierogach i kluskach — mówi prezes Jawo.
Tomasza Mellera, prezesa Nordisu, nie dziwi, że Japończycy wybrali
Polskę. — Mamy know-how i moce produkcyjne. Ponadto produkcji pierogów
nie da się w pełni zautomatyzować, jeśli mają przypominaćdomowe, a nasze
koszty pracy są wciąż niższe niż w Europie Zachodniej — komentuje szef
Nordisu. Przypomina, że jako kraj wyspecjalizowaliśmy się w produkcji na
zlecenie, która w całości wyjeżdża za granicę.
— Jesteśmy m.in. centrum produkcyjnym mrożonej cebuli. To produkt, który
zupełnie nie przyjął się w Polsce, a w dużych ilościach wysyłamy go do
krajów skandynawskich — tłumaczy Tomasz Meller.
Lokalne smaki
Do czasu zamknięcia wydania Ajinomoto nie odpowiedziało na nasze
pytania. Jak wynika z prezentacji strategii firmy zamieszczonej na
stronie internetowej, przez najbliższe lata Japończycy zamierzają
wzmacniać pozycję w Europie poprzez „zawiązywanie przedsięwzięć z
lokalnymi partnerami” i „maksymalizować moce produkcyjne”. Jako przykład
takich działań podają właśnie produkcję gyoza z Jawo. Zdaniem Renaty
Kasprzyckiej, również w Polsce dania japońskie będą cieszyły się coraz
większą popularnością.
— Japońska kuchnia inna niż sushi dopiero u nas raczkuje. W pierwszych
restauracjach pojawiają się pierogi gyoza. Ten rynek ma szansę się
rozwinąć — mówi prezes Jawo. Tomasz Meller jest sceptyczny — nawet sushi
przyjęło się tylko w kilku największych miastach. Pierogi są u nas
bardzo popularne, ale japońskie znacznie różnią się od polskich.
— Polacy mają swoje specyficzne upodobania smakowe, które różnią się
nawet wewnątrz kraju, i niechętnie je zmieniają. Wielkopolska zajada się
pierogami na słodko — z owocami i serem, a Dolny Śląsk — ruskimi i z
mięsem — mówi prezes Nordisu.