Polski unicorn (ang. jednorożec), spółka wyceniana na miliard dolarów — to już nie jest tylko ambicja grupy fantastów ale plan, który trzeba wykonać. Unicornów z Polski może być w przyszłej dekadzie co najmniej kilka, tu zgadzają się inwestorzy, urzędnicy jak i sami przedsiębiorcy. I ta myśl w dużym stopniu zaprzątała głowy decydentów, zebranych na tegorocznym kongresie Impact.

— Ten wynik nie robi się sam z siebie, ot tak dzięki temu, że gospodarka się skaluje. Nie jest też tak, że wspaniałe firmy biorą się z samego pomysłu. Przeciętny unicorn zbiera bowiem 260 mln USD finansowania, zanim przebije magiczną barierę 1 mld USD wyceny. Infrastruktura państwa musi pomagać w transferze tak wielkiego kapitału — podkreślał Nenad Marovac, prezes DN Capital, przemawiając do uczestników Impactu.
Ulga na wolność
Wywołał tym samym do tablicy m.in. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR), zapowiadające kolejne, duże transze pieniędzy wpompowywanych w pączkujący ekosystem spółek technologicznych w Polsce.
— Na fundusze korporacyjne oraz venture capital przeznaczamy z prywatnymi partnerami łącznie około 2 mld zł. Dajemy jednak pełną swobodę ściągniętemu z rynku zespołowi inwestycyjnemu, ten dobierze 6-9 funduszy tematycznych. Oczywiście patrzymy na zwrot z inwestycji w perspektywie 10 lat, ale nie jest on kluczowy — podkreślał prof. Aleksander Nawrat, wicedyrektor NCBiR,
dodając, że podstawowy cel jego instytucji jest inny: budowa prężnego rynku venture capital nad Wisłą. Ze publicznych pieniędzy nie chce jednak korzystać Krzysztof Domarecki, twórca Seleny, którego fundusz Fidiasz właśnie łowi startupowe talenty. Jak stwierdzi — wybrał wolność, inwestuje tylko prywatne pieniędzy.
— Działamy w poprzek rynku. Już w fazie seed będziemy przeznaczać na start wielomilionowe kwoty, tak by śmiało budować liderów. Na zbudowanie spółki o wartości miliarda dolarów potrzeba kilkanaście lat i ja mam tę cierpliwość. Wierzę, że wszystkie nasze start-upy osiągną gigantyczny sukces — zapewniał przedsiębiorca. Co nie znaczy, że spółki z portfela Fidiasza nie będą korzystać z innych elementów lokalnej infrastruktury, takich jak np. ulgi podatkowe. — Ulga podatkowa to jeden z kluczowych czynników niwelujących ryzyko kosztów badań i rozwoju w Polsce. Do 2018 r. ulgi wzrosną z 30 do 100 proc., a nawet do 150 proc. w przypadku centrum badawczo- -rozwojowego — zachęcał Piotr Dardziński, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.
Mądrość etapu
Ulgi to jedno, ale czy w rzeczy samej zalew publicznych dotacji nie tworzy bańki na rynku, w której firmy żyją od ulgi do dotacji? Richard Seewald z Witelo Fund (powołany przez PZU i NCBR) przekonywał, że obecna sytuacja to etap, Niemcy mają już go za sobą. I z ich perspektywy — warto go przejść.
— Berlin 8 lat temu to było miasto pełne pieniędzy od rządu. Do czasu, aż pojawili się liderzy, m.in. bracia Samwer i mający polskie korzenie Lukas Gadowski. Wówczas prywatny sektor przejął inicjatywę i rozwinął Berlin do statusu najprężniejszego ośrodka venture capital w Europie — tłumaczył Richard Seewald.
Daniel Star, jeden z zarządzających w izraelskim funduszu Pitango, zaczynającym właśnie działalność nad Wisłą, oceniał, że teraz jest moment, w którym fundusze i spółki muszą poskromić swój apetyt w imię wyższych zysków za kilka lat.
— Niektóre porażki brały się stąd, że firmy za młodu ekscytowały się swoim sukcesem i pchały za wysoko swoją wycenę. Potem nie były już w stanie zebrać na swoje obietnice kosmicznie wysokiej, kolejnej rundy — przyznawał Daniel Star.
Grający element
Pozornie kłopotów z finansowaniem rozwoju nie mają gwiazdy polskiej sceny technologicznej i kreatywnej — twórcy gier wideo. A jednak. Stan Just z CD Projektu, a zarazem członek zarządu Stowarzyszenia Polskie Gry zwracał uwagę na potrzebę inkubowania większej liczby mniejszych przedsiębiorstw z branży.
— Przez dekadę, od kiedy Finowie uruchomili swój narodowy program inwestycyjny w gry wideo, odskoczyli nam w skali branży o kilka długości. Lobbujemy za tym, by stworzyć ulgi dla gier niosących istotny element kulturowy oraz by ulga badawczo-rozwojowa objęła również umowy cywilnoprawne — wyliczał Stan Just. Grzegorz Miechowski, prezes 11 bit studios, mającego status drugiej po CD Projekcie firmy w branży zaznaczał, że gry to coś więcej niż doborowa kadra i nowy segment gospodarki.
— My tu sprzedajemy soft power, wizerunek Polski i jeszcze na tym zarabiamy. Weźmy takiego „Wiedźmina”, w którego, licząc pirackie kopie, zagrało ponad 100 mln ludzi — podkreślał prezes 11 bit studios i dodawał, że marząc o jednorożcach, warto w jego branży nieco śmielej siać finansowanie.
NADZIEJE I BARIERY: W branży gier i kreatywnej wcale nie jest tak różowo. Bariery wejścia dramatycznie rosną, coraz więcej kapitału potrzeba na marketing produktu i utrzymanie go na rynku. A to hamuje wzrost małych graczy — ocenia Marek Wylon, prezes GameDesire (pośrodku), apelując do decydentów o większe wsparcie dla przyszłych następców CD Projektu. [FOT. TOMASZ GOTFRYD]