Jego Ekscelencja Królik

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2009-10-30 00:00

Znaleźć się w przewodniku Michelina to dla restauracji nobilitacja. A uzyskać w nim aż cztery widelce (najwyższa ocena w Polsce) to wielki sukces.

 

Wizyta w restauracji Pod Gigantami to jak podróż w nieistniejący już świat.

Lokal jest elegancki i w dobrym tonie. Gra dyskretna muzyka. Byliśmy autentycznie zawstydzeni, pojawiając się tam bez krawatów. Obiecujemy, następnym razem to się na pewno nie powtórzy!

Przetarliśmy kubki smakowe kieliszkiem Chablis i rozpoczęliśmy ucztę delikatną gęsią wątróbką smażoną na sklarowanym maśle i otuloną kołnierzykiem z chałki. Do tego w oparach lambrusco. W tle przyjemny sos balsamiczny. Obsługa zaproponowała Muscat de Beaumes de Venise, 2003, Domaine de Coyeux, Francja. Zapoznaliśmy go z wątróbką i, zachęceni, wzięliśmy na widelec kęs z dodatkami. Niespodziewanie dostaliśmy po pysku. Dlaczego? Powód krył się w toście. Zazdrośnie przyczaiło się tam chili. Z założenia winnych adoratorów wątróbki odprawiało z kwitkiem. Za to z nią samą do znudzenia wykręcało na podniebieniu taniec z gwiazdami. Dla zmiany nastroju wniesiono krem ze smardzów z grzanką z francuskiego ciasta. Sygnalizowano, że wyczujemy aromaty trufli. Nie wyczuliśmy. Dopiero, gdy zakręciliśmy zupę łyżeczką, zrobiło się

bajecznie. Tak dobrze, że zapomnieliśmy o zezujących na nas

winach w kieliszkach. Do chwili, gdy podano królewskie krewetki i małże na spaghetti nero — bardzo wybredne pod względem win towarzystwo, zwłaszcza, gdy występuje w tiulu utkanym z czosnku i bazylii. Kiedy zaanonsowano Pinot Grigio, 2008, Valdige, Santa Margherita, Italia, zaatakowaliśmy bractwo kroplą cytryny. I wieczór nabrał rumieńców.

Wszyscy oczekiwali wejścia na stół zapowiadanego od dawna księcia wieczoru. Jego Ekscelencji Królika. Przybył w całym majestacie. Na maśle, z różanym pieprzem i dodatkiem białego wina, także z odrobiną śmietany. Ze szparagami, aromatycznymi smardzami i spaghetti z marchewki. Także z głębokim wewnętrznym poczuciem (i słusznie), że jest najlepszy w Polsce. I był. Delikatny, miękki, zaskakujący wyszukaną teksturą. Wybrał burgunda Laforet, Pinot Noir, 2007, Joseph Drouhin. Ale wyłącznie dobrze

napowietrzonego. Wspaniała para!

Deser — wbrew nazwie restauracji — był finezyjny i mniej "gigantyczny". Mille feuille, czyli delikatne płateczki ciasta, przekładane świeżymi owocami i waniliowym kremem. Efektowna architektoniczna forma na talerzu. Polecony brzoskwiniowy likier był dla niej jednak zbyt dominujący. Ale nadal dyżurujący w kieliszku Muscat okazał się dla deseru dużo bardziej przyjaznym kompanem.

Restaurację Pod Gigantami łatwo znaleźć — mieści się w modernistycznej kamienicy w centrum Warszawy, ufundowanej przez malarza Antoniego Jana Strzeleckiego

w latach 1905-07.

Pinot Grigio, 2008, Valdige, Santa Margherita, Italia

— to wino wybrały

kapryśnie owoce morza.

Stanisław J. Majcherczyk