Jest lepiej, ale 2002 r. nie był przełomowy

Lesław Kretowicz
opublikowano: 2002-12-24 00:00

Najważniejsze dla rynku w 2002 r. było zakończenie negocjacji z UE. W gospodarce, poza inflacją i popytem zewnętrznym, wszystkie wskaźniki były zgodne z oczekiwaniami. Porażką rządzących jest zmarnowana szansa na reformę finansów publicznych.

Obraz gospodarki w 2002 r. nie był jednolity. Jako sukces traktuje się silny spadek inflacji. Mimo regularnych i — w sumie — głębokich redukcji stóp procentowych. Pojawiły się też pierwsze oznaki ożywienia — rośnie produkcja, a dzięki niej dynamika wzrostu gospodarczego. To wszystko głównie dzięki eksporterom, czego potwierdzeniem są dobre dane na temat handlu zagranicznego. Martwi wciąż stosunkowo wyskowie bezrobocie. Prawdziwą porażką polityki gospodarczej jest zaś brak reformy finansów publicznych.

Mijający rok stał pod znakiem negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską, wyborów samorządowych i niskiej inflacji. Te trzy czynniki decydowały o polityce gospodarczej rządu i o decyzjach RPP.

Był to na pewno lepszy rok od poprzedniego, ale jego obraz makroekonomiczny nie jest jednolity. Z jednaj strony wzrosła dynamika PKB, spadła inflacja oraz ustabilizowany został budżet. Zanotowano także poprawę równowagi zewnętrznej, wzrost dynamiki eksportu, co w okresie globalnej recesji jest dużym sukcesem naszych przedsiębiorców. W końcu doprowadzono do końca negocjacje z UE i — jeśli w referendum Polacy powiedzą „tak” — 1 maja 2004 r. Polska wejdzie do Unii.

Z drugiej jednak strony nie można zapomnieć o rosnących obciążeniach fiskalnych. Podwyżka podatku CIT, wprowadzenie tzw. podatku Belki czy restrukturycja generują co prawda wpływy do budżetu, ale są to działania doraźne i krótkookresowe. Często natomiast osłabiające fundamenty działalności firm.

— Wzrost fiskalizmu nie sprzyja długoterminowym perspektywom wzrostu. Struktura wydatków budżetu pogarsza się, ograniczając inwestycyjne na rzecz konsumpcji — uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku.

Zdaniem analityków, największym grzechem elit rządzących w 2002 r. było zaniechanie reformy finansów publicznych. Zdecydował — niestety — kalendarz wyborczy i negocjacje z UE. Przekonał się o tym minister finansów Marek Belka, którego nieśmiałe i próby uzdrawiania finansów państwa zakończyły się dymisją.

Zbliżające się wybory samorządowe okazały się dla polityków ważniejsze niż niepowtarzalna szansa wdrożenia reform strukturalnych.

— Politycy koalicji stracili szansę na poważne i głębokie reformy strukturalne. Mogli całą winą za niepopularne decyzje obciążyć ustępujący rząd Jerzego Buzka — podkreśla Richard Mbewe, główny ekonomista WGI.

Wygrała jednak polityka. Także ten czynnik był decydujący w stosunkach rządu z NBP. W I połowie roku RPP była obarczana winą za każde niepowodzenie gabinetu Leszka Millera. Dopiero II połowa roku przyniosła normalizację stosunków władzy fiskalnej z monetarną.