Na jej finiszu niespodziewanie zaistniał bardzo konkretnie wątek wyborów… prezydenckich, następnych w kolejce. Odbędą się w jedną z niedziel, 10 lub 17 maja 2015 r., z hipotetyczną drugą turą 24 lub 31 maja. Możliwe, że dogrywka w ogóle nie będzie potrzebna. Reelekcja Bronisława Komorowskiego to oczywistość, a jedyną niewiadomą pozostaje, czy urzędującemu prezydentowi uda się dorównać osiągnięciu Aleksandra Kwaśniewskiego z 2000 r. i odnowić mandat już w pierwszej turze.
Jarosław Kaczyński zaskakująco szybko ogłosił kapitulację w walce o prezydenturę. Oficjalne namaszczenie europosła Andrzeja Dudy jako kandydata PiS to przecież polityczny żart. Demonstracyjnie oddając prezydenckie pole bez walki, prezes PiS poszedł tropem Donalda Tuska, którego nie interesowało bycie „strażnikiem żyrandola”. Obaj wielcy rywale umieją czytać Konstytucję RP, która właśnie prezesowi Rady Ministrów, a nie głowie państwa, realnie przyznała najmocniejszą pozycję decyzyjną. Co ważne, obejmującą nie tylko sferę polityczną, ale także obsadę spółek skarbu państwa. Walcząca o władzę największa partia opozycyjna z góry zatem odpuszcza maj 2015 r. i koncentruje się na wyborach parlamentarnych w październiku. Ogłoszenie tak ważnej decyzji tuż przed głosowaniem w najbliższą niedzielę może jednak okazać się wizerunkowym strzałem w stopę.