Karetą po wybojach

Jacek Zalewski
opublikowano: 2005-06-13 00:00

Przed ważnym szczytem Unii Europejskiej (16-17 czerwca) tradycyjnie już zebrali się premierzy Grupy Wyszehradzkiej, z angielska oznaczanej skrótem VG lub V4, a składającej się z Polski, Czech, Słowacji i Węgier. Piątkowe spotkanie w Kazimierzu Dolnym i w Dęblinie (wizyta w szkole lotniczej) zakończyło naszą roczną prezydencję.

Polityczno-gospodarcze znaczenie VG zmniejszyło się po wstąpieniu wszystkich członków owej regionalnej karety do Unii Europejskiej. Każde jej koło toczyło negocjacje akcesyjne odrębnie — co było oczywiste. Niestety, w wielu kluczowych sprawach cztery państwa nie uzgodniły wspólnego stanowiska, albowiem ich interesy okazały się zbyt rozbieżne. Członkostwo w UE te różnice tylko zaostrzyło. Już sama wielkość Polski w naturalny sposób oddala nas od partnerów z Grupy Wyszehradzkiej, choćby w kwestii tak strategicznej, jak wspólna polityka rolna. W tej sytuacji bardziej zasadne wydaje się organizowanie wyszehradzkich szczytów na szczeblu prezydentów, albowiem od głów państw przynajmniej nikt nie oczekuje konkretów, a jedynie ogólnikowych deklaracji o współpracy.

W Kazimierzu czterej premierzy odnieśli się do sytuacji w UE — po odrzuceniu Konstytucji dla Europy przez społeczeństwa Francji i Holandii — na wysokim poziomie dyplomatycznej abstrakcji: „Wszystkie kraje UE powinny wypowiedzieć swoje zdanie na temat traktatu i kontynuować procedurę jego ratyfikacji w tempie, które uważają za najbardziej odpowiednie do wewnętrznej sytuacji”. Niewiele z tego wynika, ale właściwie trudno było oczekiwać jakiegoś zdecydowanego stanowiska, skoro nikt nie wie, co mają do zaproponowania sami sprawcy ratyfikacyjnego kryzysu. Spośród członków VG najbliżej pójścia śladami Francji i Holandii są obecnie Czechy.

Grupie Wyszehradzkiej trudno zjednoczyć się także w sprawie wysokości planu finansowego Unii Europejskiej na lata 2007-13. Deklaracja z 10 czerwca, iż osiągnięcie kompromisu jeszcze podczas prezydencji luksemburskiej (czyli 17 czerwca) byłoby bardzo pożądane, jest oczywistością. Gdy jednak przychodzi do konkretów, to okazuje się, że VG wspólnie powalczy jedynie o sposób absorpcji unijnych funduszy. Chodzi o zasadę N+3 zamiast N+2, czyli aby można było rozłożyć na trzy lata, a nie na dwa, realizację projektu finansowanego z pieniędzy UE. Chcielibyśmy także mniejszego angażowania budżetów narodowych, czyli wykładania nie 25, lecz 20 proc. kwoty unijnej. Te naturalne żądania beneficjentów zderzają się ze stanowiskiem Komisji Europejskiej. Co się zaś tyczy samej wysokości budżetu, to z linii VG wyłamują się Czechy, albowiem wkrótce same mogą zostać płatnikiem netto.

W drugiej części szczytu w Kazimierzu Dolnym i Dęblinie załopotały również flagi ukraińskie, co oznaczało gościnną obecność premier Julii Tymoszenko. VG przyjęła deklarację potwierdzającą konieczność rozszerzenia Unii o Ukrainę. To oczywiście inicjatywa Polski, ale dobrze się stało, że została przyjęta przez wszystkich partnerów. Tymoszenko bardzo przywiązała się do myśli, iż właśnie Grupa Wyszehradzka będzie zbiorowym adwokatem Ukrainy w procesie integracji z Unią i formułę „cztery plus jeden” oceniła na piątkę. Może się jednak rozczarować, ponieważ także w tej sprawie VG ma opinie rozbieżne — według Węgier, które przejęły od nas roczną prezydencję, priorytet ma Chorwacja. Jeśli jednak stanie się piątym kołem u wyszehradzkiej karety, to może dla Ukrainy nawet i lepiej...