KGHM wypłaci pracownikom nagrody opiewające na ponad 110 mln zł. Solidarność argumentuje, że chce podwyżek pensji, a nie specjalnych, uznaniowych nagród. Pod koniec maja odbędzie się referendum w sprawie gotowości podjęcia akcji strajkowej.
Ponad 110 mln zł wyda KGHM Polska Miedź na nagrodę specjalną oraz nagrodę za wypracowanie zysku w ubiegłym roku.
Porozumienia w tej sprawie, kończące spór zbiorowy, podpisał największy w koncernie Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego oraz dwie mniejsze centrale: Związek Zawodowy Pracowników Dołowych KGHM Polska Miedź i Związek Zawodowy Polska Miedź. Solidarność — drugi co do wielkości związek zawodowy w koncernie — powiedział nie.
— Odrzuciliśmy propozycję zarządu. Nie godzimy się na taką formę wzrostu wynagrodzeń. Chcemy podwyżki wynagrodzeń, a nie nagród specjalnych — mówi Józef Czyczerski, przewodniczący NSZZ Solidarność w KGHM.
Oczywiście dojdzie do wypłaty wynegocjowanej nagrody specjalnej — w dwóch ratach: do lipca oraz do końca października 2003 roku (łącznie będzie to około 30 mln zł).
Do 15 czerwca pracownicy otrzymają też nagrodę z ubiegłorocznego zysku (łączenie około 80 mln zł).
— Zarząd nie przejmuje się interesem akcjonariuszy. Niepokojąca jest szczególnie wypłata nagrody z racji lepszych wyników produkcyjnych. Udział wynagrodzenia w kosztach KGHM i tak jest duży i niepokojąco rośnie. Trudno jednak spodziewać się mniejszej uległości ze strony zarządu. W innej sytuacji nie popracowałby długo — mówi jeden z analityków dużego banku, wolący pozostać anonimowy.
Jego zdaniem, wypłata 110 mln zł premii załodze nie będzie miała dużego wpływu na postrzeganie spółki.
— Wszyscy wiedzą, że KGHM to najpierw związki zawodowe, a dopiero później spółka akcyjna — dodaje.
KGHM nie zakończył też sporu zbiorowego z Solidarnością.
— Pod koniec maja przeprowadzimy referendum wśród pracowników na temat gotowości podjęcia akcji strajkowej. Planowaliśmy je zaraz po świętach, ale chcemy z jednej strony dać czas na pełne zrozumienie porozumienia, a z drugiej — zarząd wycofał się z pomocy przy przeprowadzeniu referendum. Chodziło o przysłowiowe biurko i krzesło — wyjaśnia szef Solidarności.