Kocham bursztyn

Katarzyna Żelazek
opublikowano: 2005-06-21 00:00

Polscy bursztynnicy już czują oddech konkurencji na plecach. W Chinach bursztynową biżuterię

robią trzy fabryki, zatrudniające tysiąc osób.

Szacuje się, że z branżą bursztynniczą w Polsce bezpośrednio i pośrednio związanych jest dziesięć tysięcy osób. Zakłady bursztynnicze to głównie małe i średnie firmy. Dużych jest zaledwie dziesięć. Borykają się z malejącymi i coraz droższymi dostawami surowca z Rosji, brakiem kadr oraz nieuczciwymi firmami, które — jako pełnowartościowy towar — sprzedają żywice syntetyczne.

Rodzinna firma

Helena Podżorska miała 26 lat i dwójkę małych dzieci, kiedy została wdową. Był rok 1971.

— Dostałam „chałupnictwo pracy”, dziurkowanie i nawlekanie koralików — wspomina Helena Podżorska, której imię nosi dziś prężnie działająca rodzinna firma.

Później była szkoła jubilerska w Brzeźnie, dziś już nieistniejąca, kolejne kursy.

— Mam talent i wykorzystałam to. Kocham bursztyn — przyznaje Helena Podżorska.

Dowodem są piętrzące się w gablotach wyroby. Każdy to nagroda na bursztynniczych targach.

Firma „Helena” to mały warsztat domowy. Produkuje biżuterię z bursztynu oprawianego w srebro. Wyroby firmy kupić można nie tylko na słynącej z bursztynu ul. Mariackiej w Gdańsku, ale i w świecie — „Helena” co rok uczestniczy w gdańskich targach jubilerskich Amberif.

Kapitałochłonna branża

W gabinecie Adama Pstrągowskiego okazałe wyroby ze srebra i bursztynu stoją obok „Poradnika menedżera”. Pstrągowski, prezes gdyńskiej S&A Bursztynowa Biżuteria, zaczynał od klejenia biżuterii z modeliny dla pań z rodziny. Później ukończył szkołę jubilerską. W 1992 r., mając 19 lat, założył firmę Silver & Amber. W roku 2003 zdobył tytuł Bursztynnika Roku.

Dziś Pstrągowski, choć z przejęciem mówi o jubilerstwie jako o najpiękniejszej sztuce świata, przy warsztacie nie staje. Zarządza. I to skutecznie. „S&A Bursztynowa Biżuteria” to około 30 proc. polskiej produkcji bursztynowej biżuterii. Aż 85 proc. wyrobów trafia poza granice kraju. Eksportuje do krajów skandynawskich, Stanów Zjednoczonych, Europy, na Daleki Wschód. W Chinach firma otworzyła trzydzieści firmowych galerii. Zatrudnia 148 osób, w tym ośmiu projektantów. Ma nowoczesny park maszynowy, a na koncie wiele nagród.

— To bardzo kapitałochłonna branża, wymagająca dużych nakładów na kupno srebra i bursztynu, dlatego często brakuje nam na promocję — przyznaje Pstrągowski.

Ale mimo wszelkich problemów wierzy w swoją firmę.

— Marki regionalnej nie będzie bez lidera i kapitału zdolnego pociągnąć branżę — mówi.

Można żyć

— Z bursztynu można żyć, i to bardzo dobrze. Ludzie jednak przez pazerność psują rynek. Za dużo jest wśród nas oszustwa — nie ma wątpliwości Helena Podżorska.

Coraz więcej biżuterii oferowanej klientom to podróbki — choćby z żywicy syntetycznej z dodatkiem pyłu bursztynowego. Podżorska zamierza do każdego produktu dołączać certyfikat autentyczności.

Problemem jest również brak kadr. Wykształcenie jubilera trwa blisko trzy lata. „S&A Bursztynowa Biżuteria” zainicjowała powstanie klasy jubilerskiej w Zespole Szkół Zawodowych w Gdyni. To jednak kropla w morzu potrzeb. Jedynie łódzka ASP kształci projektantów biżuterii.

— Trzy czwarte polskiej produkcji jubilerskiej z bursztynu to niestety powielanie modeli z lat siedemdziesiątych — przyznaje Sławomir Fijałkowski, szef projektantów „S&A”, projektant z dziesięcioletnim stażem zawodowym, pracujący jednocześnie w WSP w Łodzi.

Polscy bursztynnicy już powinni czuć oddech konkurencji na plecach. Zagrożeniem okazuje się rynek chiński. Działają tam już trzy fabryki, zatrudniające około tysiąca osób. Produkują komercyjną masówkę. Na razie zaopatrują jedynie rynek azjatycki.

— Na razie — podkreśla Pstrągowski.