Kohabitacja jest zbędna

Jacek Zalewski
opublikowano: 2006-02-24 00:00

Dokładnie dwa miesiące od zaprzysiężenia prezydent Lech Kaczyński po raz pierwszy skorzystał z konstytucyjnych uprawnień i zwołał wczoraj Radę Gabinetową (RG) — czyli posiedzenie Rady Ministrów pod swoim przewodem. RG nie ma żadnej mocy stanowiącej, ale z troską pochyliła się nad dwoma najbardziej szwankującymi elementami programu Prawa i Sprawiedliwości — czyli budownictwem mieszkaniowym oraz zmniejszaniem bezrobocia.

Odniesienie się uczestników posiedzenia RG wyłącznie do programu przewodniej partii jest logiczne, albowiem to przecież z niej wywodzi się i głowa państwa, i rząd. Prezydent nawet podkreślił, iż w związku z tym oba organy nie muszą ustalać zasad kohabitacji. Ten francuski termin oznacza dosłownie współzamieszkiwanie, a politycznie zaistniał po raz pierwszy w roku 1986, gdy socjalistyczny prezydent Francois Mitterrand musiał jakoś ułożyć stosunki z prawicową większością rządową. Dzieje III RP potwierdzają, że kohabitacja okazuje się bardzo chropowata, niezależnie od tego, jaka opcja znajduje się po której stronie.

W obecnych realiach politycznych Polski trudno mówić o podporządkowaniu gabinetu Kazimierza Marcinkiewicza głowie państwa. Istnieje podejrzenie graniczące z pewnością, że i prezydent, i rząd wykonują polityczne dyrektywy prezesa Jarosława Kaczyńskiego, którego jedyną funkcją państwową jest bycie szeregowym członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego (RBN). Notabene — prezydent dysponuje kilkoma rządami. W dowolnym terminie może zwoływać RG, ale raczej nie będzie tego nadużywał. Na pewno częściej zbierze RBN, do której powołał kluczowych ministrów — chociaż szefa MSZ dopiero na skutek presji opinii publicznej, zadziwionej jego brakiem. Na co dzień zaś pracuje z gabinetem we własnej kancelarii, który wypada tytułować wicerządem — albowiem składa się z sekretarzy i podsekretarzy stanu, czyli wiceministrów.

Przywołanie kohabitacji nie było jedynym francuskim akcentem posiedzenia RG. Z wyczuwalną w głosie zazdrością Lech Kaczyński wspomniał o pozycji prezydenta we Francji. Tak się składa, że już dzisiaj ma okazję zapoznać się z tym tematem z bliska, albowiem składa Jacques’owi Chiracowi wizytę w Pałacu Elizejskim. Ciekawe, ile z systemu francuskiej V Republiki dałoby się przeszczepić do mitycznej IV Rzeczypospolitej...