Zgromadzeni w centrum konferencyjnym w Davos oczywiście czują się globalną ekstraklasą i takież znaczenie nadają panelom, a zwłaszcza spotkaniom zamkniętym. Realna użyteczność WEF dla cywilizacyjnego postępu oraz światowej gospodarki jest jednak… powiedzmy, taka sobie. Kiedyś zarchiwizowałem sobie materiały 38. edycji ze stycznia 2008 r., której tematem była siła innowacyjności. Próżno szukać w nich jakichkolwiek ostrzeżeń przed kryzysem, który niecałe osiem miesięcy później eksplodował upadkiem Lehman Brothers. Tamto nieszczęście spowodowali właśnie weterani Davos. Dlatego lepiej przekłuwać balony takich haseł, jak np. tegoroczna „globalizacja 4.0”. Ludzkości nie wyszła ta 1.0, klasa polityczna i wielki biznes nie umie poradzić sobie z poprawioną 2.0, zatem najwygodniej dyskutować abstrakcyjnie o następnych generacjach.

Jak co roku najbardziej komentowana jest polityczna lista obecności/nieobecności w Davos. Opiera się na całkowicie błędnym założeniu, że udział jest dla decydentów… obowiązkowy. Tymczasem zawsze uzależniają oni bytność od partykularnych korzyści. Ubiegłoroczny przyjazd Donalda Trumpa — prezydenci USA z zasady nie goszczą na WEF — posłużył mu do osiągnięcia sprecyzowanego celu: rzucenia wyzwania globalizacji. W tym roku krach federalnego budżetu okazał się wygodnym pretekstem do jego nieobecności. Z kolei japoński premier Shinzo Abe przyjechał pierwszy raz od 2014 r., także z bardzo konkretnego powodu. Japonia przewodniczy G20 i przez cały 2019 r. zamierza wykorzystywać każdą okazję do odbudowywania zaufania wobec międzynarodowego handlu, od którego jest gospodarczo uzależniona. Supergrupa G7 reprezentowana jest w trzech czwartych, poza Trumpem także prezydent Emmanuel Macron i premier Theresa May zajęci są sprawami naprawdę ważniejszymi od jakiegoś Davos. W tych okolicznościach za tegoroczną gwiazdę robi mało znany na świecie Jair Bolsonaro, świeżo zaprzysiężony prezydent Brazylii, państwa z G20.
Ku zadowoleniu organizatorów WEF, statystykę obecności prezydentów/premierów poprawia Polska. Już drugi jednoczesny pobyt Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego ponownie zdumiewa. Konstytucyjno- -dyplomatycznym standardem III RP jest przecież funkcjonalna specjalizacja, prezydent uczestniczy w szczytach NATO i sesjach ONZ, kompetencją premiera zaś jest UE. W dziejach III RP na palcach ręki można policzyć wyjątkowe wydarzenia zagraniczne z podwójną reprezentacją — przyjęcie Polski do NATO w 1999 r. w Waszyngtonie, podpisanie traktatu o akcesji do UE w 2003 r. w Atenach oraz uroczystość inauguracyjna w 2004 r. w Dublinie, wreszcie podpisanie traktatu reformujacego UE w 2007 r. w Lizbonie. Wobec takich kamieni milowych, zbiórki w Davos to eventy naprawdę drugorzędne. Andrzej Duda i Mateusz Morawiecki oczywiście mają inne programy, uczestniczą w innych panelach i spotkaniach, jednak ich podwójna obecność wywołuje szczere zdumienie kolegów z innych państw. Trudno zapomnieć, że rok temu dokładnie podczas 48. WEF przeforsowano w kraju z zaskoczenia nowelizację ustawy o IPN i cały promujący Polskę dorobek duetu w Davos uleciał niczym para w gwizdek. Wypada wyrazić nadzieję, że w najbliższych dniach aż taka wizerunkowa wpadka ekipy tzw. dobrej zmiany może się nie powtórzy. © Ⓟ