Firma, która od 1996 r. prężnie tkała sieć sklepów w całej Polsce, ma kłopoty. Jesienno-zimową kolekcję zatrzymał urząd celny.
Mrówka, toruński projektant i dystrybutor odzieży dla młodzieży, dopiero w styczniu ma odebrać kartony z odzieżą wartą około 400 tys. zł. Jesienno-zimową kolekcję od września przetrzymuje urząd celny.
— Znaczną część ubrań uszyliśmy w Hongkongu, ale producent na metkach umieścił napis „made in China” — mówi Piotr Grzebień, założyciel Mrówki.
Z powodu tej rozbieżności celnicy zatrzymali transport do wyjaśnienia. Przyczyniło się to do kryzysu spółki, która jeszcze rok temu sprzedawała odzież w 200 punktach. Dziś obecna jest w dziewięciu sklepach własnych, trzech franczyzowych i niespełna 100 wielomarkowych. W 2004 r. firma należąca do Piotra Grzebienia, Piotra Śmieszka i braci Wojciechowskich z Warszawy wypracowała 30 tys. zł zysku przy blisko 5 mln zł obrotu. W 2005 spodziewa się strat.
Do kryzysu Mrówki przyczyniło się także wprowadzenie przez UE limitów na import z Chin.
— Skłoniły nas one do przerzucenia połowy produkcji do Turcji, co kosztowało blisko 500 tys. zł — mówi Piotr Grzebień.
Zamiast otwierać nowe sklepy w 2006 r. Mrówka skupi się na poprawie wizerunku.
— Z powodu kłopotów z towarem straciliśmy kilku franczyzobiorców, którzy przeszli do konkurencji — mówią założyciele firmy.
Czy incydent z limitami mógł zachwiać podstawami firmy?
— Mrówka ma własną sieć, więc zatrzymanie zimowej kolekcji nie powinno przyczynić się do znacznych strat. Także kontyngenty były do przewidzenia, więc błąd Mrówki był do uniknięcia — ocenia Jerzy Garczyński, prezes Polskiej Izby Odzieżowo-Tekstylnej.
Jeszcze na początku 2005 r. udziałowcy Mrówki zapowiadali, że na wiosnę 2006 przekształci się ona w spółkę akcyjną, by iść na GPW. Teraz muszą przesunąć plany.
— Mimo kłopotów nadal myślimy o parkiecie. Jesteśmy w stanie oddać nawet 80 proc. udziałów — zapewnia Piotr Grzebień.