Sytuacja przed kolejnym szczytem Rady Europejskiej w Brukseli (w najbliższy czwartek i piątek) wygląda na poważną, skoro w sobotę w Gdańsku na zaproszenie Donalda Tuska dosłownie na dwie godziny stawiło się trzech premierów Grupy Wyszehradzkiej (z Czech wyjątkowo był to wicepremier), trzech z republik bałtyckich, dwóch z Bałkanów — no i on, czyli obchodzący akurat imieniny Mikołaj Sarkozy. Świętość prezydenta Francji jest, hm, bardzo względna — niemniej wszyscy niecierpliwie oczekiwali, co tam chowa w worku. Nowi członkowie UE sami siebie ocenili jako bardzo grzecznych, czyli systematycznie obniżających emisję zanieczyszczeń. Dlatego energetyczno-klimatyczne rózgi dla naszego regionu byłyby niesprawiedliwością, ale prezentów także się nie doczekaliśmy — a jedynie obietnicy.
Od lat spijając krople prawdy kapiące z ust polityków, nauczyłem się odcedzać nieliczne konkrety z zalewu frazesów. Konferencja prasowa w gdańskim ratuszu potwierdziła, że zbiórka prezydenta i dziewięciu premierów nie przyniosła — wbrew naiwnym marzeniom gospodarza — żadnych wiążących ustaleń, ale niewątpliwie uzmysłowiła unijnym potentatom nabrzmiewanie problemu. Najważniejsza wydaje się mentalna zmiana w postrzeganiu przez twarde jądro UE postulatów państw na dorobku. Po sobotnich rozmowach w Gdańsku, prezydent Nicolas Sarkozy w niedzielę odwiedził Berlin, a w poniedziałek jedzie do Londynu. Wypadkową wszystkich tych konsultacji będzie brukselski szczyt, do którego Unia dochodzi — jak to bywało już wielokrotnie — w sporym napięciu.
W polskiej ekipie błyskawiczną karierę zrobił prawniczy termin derogacja , oznaczający uchylenie obowiązującej normy prawnej przez zastąpienie jej inną. Zapewne w politycznym języku stanie się ona siostrą dywersyfikacji, odnoszonej do zaopatrzenia w surowce energetyczne. W przypadku Polski derogacja miałaby obowiązywać do roku 2019. Czyli jeszcze przez dziesięć lat sektor energetyczny miałby prawo do bezpłatnych emisji dwutlenku węgla. Według dotychczasowej propozycji KE, już w roku 2013 całość praw emisyjnych energetyka musiałaby kupować na aukcjach. Dla stojącej na węglu Polski oznaczałoby to nieuchronne, drastyczne podwyżki cen prądu.
Wydaje się, że państwa atomowe i wiatrowe przyjęły już energetyczne prawdy państw węglowych do wiadomości. Diabeł tkwi jednak w szczegółach — normach emisyjnych CO 2 , terminach ich wprowadzania etc. Na wypracowanie kompromisu pozostały cztery dni.
Jacek Zalewski