Komórkowa biletomania

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2012-09-11 17:03

Eksperci w zaciszu gabinetów deliberują, czy płatności komórkowe przyjmą się w Polsce czy nie i w jakim kształcie, tymczasem ludzie głosują komórkami.

Po Warszawie poruszam się prawie wyłącznie środkami lokomocji publicznej, ale dopiero niedawno, przyznam ze wstydem, zainteresowałem się biletami kupowanymi przez komórkę. Wcześniej nie zwracałem na plakaty reklamowe uwagi, bo miałem w portfelu kartę miejską Citi Handlowego, dzięki której przy każdym zakupie okresowego biletu dostawałem z powrotem 10 proc. ceny. Niedawno promocja się skończyła. Bank zmienił zasady (wyższa kwota minimalnych wpływów i wyższy próg transakcyjności na karcie) i profity z rachunku w dużej części diabli wzięli. Swoją drogą, podczas konferencji po I kwartale, kiedy Citi prezentował wyniki, zapytałem prezesa o komentarz do żywo wówczas dyskutowanej sprawy interchange oraz czy ewentualne obniżenie opłat będzie miało wpływ na ceny w Handlowym. Dostałem odpowiedź, że redukcja stawek to dobry pomysł, a bank nie planuje zmian w cenniku. Widocznie zaplanował je później.


Ale wracając do komórkowych biletów. Patrzyłem na nie z dystansem, ponieważ stopień komplikacji związany z procedurą  założenia wirtualnej portmonetki i potem opłacania przejazdu, przyznaję, przerastał moje możliwości. Zastanawiałem się komu się chce przechodzić przez ten tor przeszkód? Tysiącom ludzi! Zamówiłem w warszawskim ZTM statystyki dotyczące liczby i wartości transakcji dokonywanych telefonem za ostatni rok. Łącznie w tren sposób za przejazd autobusem/tramwajem (przejazd metrem z biletem komórkowym to spory kłopot) zapłaciło prawie 400 tys. osób. Oczywiście to kropla w biletowym morzu, ponieważ ZTM miesięcznie sprzedaje 8 mln biletów jednorazowych i okresowych, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano, a biorąc pod uwagę stopień komplikacji, o którym wspomniałem, liczba pionierów płatności komórkowych i tak jest nadzwyczaj duża. Trzeba też dodać, że dwie z trzech firm obsługujących płatności komórkowe, SkyCash i moBILET dopiero się rozkręcają, co szczególnie widoczne jest na przykładzie tego ostatniego, który prześcignął lidera i gracza o największym stażu – mPay’a.


Krótka historia płatności komórkowych za bilety nie pozwalaj na wysnuwanie jakichś ogólniejszych wniosków, niemniej okresowe spadki sprzedaży zdają się wskazywać kto w ten sposób opłaca podróż z ZTM. Otóż w lipcu i potem w sierpniu liczba transakcji wyraźnie spadła w mPay’u: z 21,4 tys. miesiąc wcześniej do 16,7 tys., a w SkyCash odpowiednio z 14,5 tys. do 12.5 tys. sztuk. Tylko moBILET poprawił wyniki, ale widać bardzo wyraźne wyhamowanie dynamiki po bardzo dobrych poprzednich miesiącach, stałej i wyraźnej poprawy sprzedaży. W sierpniu i on zaliczył spadek liczby transakcji. Co takiego stało się w lipcu? Zaczęły się wakacje. Lipcowe spadki sugerują, że spora część użytkowników mobilnych płatności to ludzie młodzie, uczniowie i studenci.


Drugi wniosek płynący z danych ZTM, że mobile generation w Polsce rozwija się na schwał i to jeszcze w erze przedsmartfonowej. W samej tylko Warszawie co miesiąc 50 tys. osób płaci komórką za bilet, co, jak już kilka razy wspominałem, wcale takie proste nie jest. Co by się to działo, gdyby system transakcyjny był prostszy, gdyby np. zamiast skomplikowanego instruktarzu na naklejce w tramwaju znalazły się QR kody dla poszczególnych kategorii biletów, które pasażer mógłby zeskanować telefonem i dokonać z automatu płatności za bilet. Chodzi o zastosowanie tego samego rozwiązanie jakie Handlowy wykorzystuje do płatności za taksówki. Skoro wróciłem do „Sitka” to wbijając jeszcze jedną szpilę dodam, że zaprzestał on współpracy z mPay’em, w  ramach której posiadacze rachunku mobilnego w banku mogli płacić komórką za bilet, a należność pobierana była z konta, czyli nie musieli zakładać wirtualnej skarbonki w mPay’u. Podobno Handlowy pracuje nad własnym rozwiązaniem w zakresie płatności mobilnych za bilety.