Konie nauczyły mnie, jak być dobrym liderem

Marta Maj
opublikowano: 2024-02-09 14:15

Aleksandra Tokarewicz, członkini zarządu Helping Hand, uważa, że mądre przywództwo polega na budowaniu relacji, zaufania i uważnym dobieraniu zadań, a nie na kulturze dominacji. Pokazały jej to konie, z którymi trenowała przez 15 lat. Dzisiaj jeździ tylko rekreacyjnie, ale przyswojone nauki nadal wprowadza w życie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Odkąd pamięta, chciała jeździć konno. Już gdy była dzieckiem, widok tych zwierząt wywoływał w niej zachwyt i chęć ich bliższego poznania.

– Istnieje pewien rodzaj dziewczynek, które uwielbiają konie. Byłam jedną z nich. Przy każdej okazji wsiadałam na konia, a jednocześnie nic o nich nie wiedziałam. Pamiętam, że sąsiad z mojej rodzinnej miejscowości miał klacz, która pracowała w polu. Kiedyś namówiłam go, żeby pozwolił mi pojechać na niej do lasu – zgodził się. To była moja pierwsza wycieczka – na oklep i bez żadnych akcesoriów. W szkole podstawowej zaczęłam uczęszczać do pierwszej szkółki jeździeckiej. Przez całe życie uczyłam się w wielu miejscach. Bardzo chciałam mieć swojego konia, ale nie było mnie na niego stać. Gdy dostałam pierwszą premię sprzedażową, a była naprawdę duża, od razu pobiegłam go kupić – wspomina Aleksandra Tokarewicz, członkini zarządu Helping Hand.

Rozwiązanie na stres

Ma wieloletnie doświadczenie m.in. w budowaniu wartości rynkowej spółek, skalowaniu biznesu, projektowaniu i wdrażaniu rozwiązań technologicznych. Jest ekspertką z zakresu strategii rozwoju produktu i marketingu produktowego. Od 2021 r. jest związana z Helping Hand – platformą dla biznesu, która zapewnia wsparcie psychologiczne. Menedżerka opowiada, że w chwilach wzmożonego stresu i bardzo wymagającej pracy to właśnie jazda konna pomogła jej przetrwać.

– Jeździectwo jest dla mnie rodzajem aktywnej medytacji. Gdy siedzę w siodle i trenuję przez godzinę, to nigdy przez głowę nie przechodzi mi myśl o pracy. Podczas jazdy jest tyle elementów do opanowania, że muszę być skupiona na tym, co i jak robię. Poza tym momenty wejścia do stajni, czyszczenia konia i zapach siana tworzą zupełnie inny świat – mówi Aleksandra Tokarewicz.

Menedżerka opowiada, że pracę z koniem trzeba zacząć od budowy solidnej bazy, co nie jest możliwe bez odpowiedniej koncentracji. Końskie zaufanie można zyskać tylko wtedy, gdy człowiek jest bardzo precyzyjny w komunikacji i wie, czego może wymagać od konkretnego konia.

– To jest bardzo trudna i mozolna aktywność, która wymaga cierpliwości, wytrwałości i wiedzy. Istotna jest również świadomość, że mamy do czynienia z żywą istotą, która ma swoje nastroje i uczucia. Myślę, że jest to jeden z najpiękniejszych sportów, jeżeli podejdziemy do niego z odpowiednim szacunkiem. Nie zdadzą egzaminu żadne patenty, które ułatwią nam zrobienie czegoś w danym momencie. W pracy z końmi chodzi o budowanie zaufania. To wszystko powoduje, że w pracy z tymi stworzeniami musimy wyłączyć stres – dodaje Aleksandra Tokarewicz.

Spełnione marzenie

Menedżerka wspomina, że z czasem rekreacyjna jazda konna była dla niej niewystarczająca. Postanowiła się uczyć dresażu, czyli olimpijskiej dyscypliny jeździeckiej polegającej na dążeniu do doskonałej harmonii między jeźdźcem i koniem. Zwierzę i człowiek wykonują określony program składający się z figur na placu zwanym czworobokiem. Programy mają różny poziom trudności i wymagają od jeźdźca i konia odpowiedniego przygotowania do ich zaprezentowania. Znajomość podstaw ujeżdżenia jest niezbędna do uprawiania niemal wszystkich dyscyplin jeździeckich.

– Z moim pierwszym koniem trafiłam do Piotra Kulikowskiego, który ma ogromne umiejętności i wiedzę. Układa konie po przejściach albo takie, z którymi ludzie sobie nie radzą. Przyszłam do niego z wielkim entuzjazmem. Posadził mnie na konia, popatrzył, jak jeżdżę. Zapytałam, jak mi poszło, powiedział, że świetnie, ale teraz cztery lata będę musiała ćwiczyć dosiad, zanim zrobimy cokolwiek innego. To był szok, ale po trenowaniu przez 15 lat co najmniej cztery razy w tygodniu widzę, jak te podstawy były ważne – mówi Aleksandra Tokarewicz.

Nauka jazdy i dojście do umiejętności wykonywania określonych figur jest trudne i kosztowne. Przygotowanie konia i jeźdźca do zawodów C klasy potrafi trwać od ośmiu do 10 lat, czasami dłużej. Co więcej, trening powinien być nieustający, gdyż nawet tygodniowa przerwa w ćwiczeniach jest widoczna.

– Koń kosztuje tyle, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić. Cena zależy od jego pochodzenia i umiejętności. Jeżeli kupuje się tzw. konia profesora, który wiele umie, to będzie drogi. Ale konie są różne, wyszkolone np. na poziomie L klasy potrafią wykonać podstawowe kroki, następnie przygotowane do klasy P, N, C znają już wiele innych elementów, np. zagalopowanie ze stój, lotne zmiany nóg w galopie. Cena utrzymania zwierzęcia zależy od miejsca. Patrząc na Warszawę – stajnia, siano, wyprowadzanie go bez żadnych treningów to koszt około 2 tys. zł miesięcznie. Ale dochodzi do tego kowal, szczepienia, badania, odżywki, sprzęt potrzebny do jazdy konnej, trener i treningi – wskazuje Aleksandra Tokarewicz.

Landor i Jack Daniels

Menedżerka podczas dotychczasowej końskiej przygody miała na własność dwa konie. Jeden z nich już odszedł, a drugi przebywa u jej byłego trenera na spokojnej emeryturze. Teraz jeździ tylko rekreacyjnie, odwiedzając gospodarstwa agroturystyczne lub inne miejsca z końmi.

– Moim pierwszym koniem był Landor. Jeden z najlepszych ogierów kryjących w Polsce. Miał niezwykłe wyniki hodowlane, był przepiękny i mądry. W Polsce jest obecnie około 300 koni, których jest przodkiem. Landor wiele potrafił, miał do mnie ogromną cierpliwość. Co więcej, był na tyle inteligentnym ogierem, że spokojnie mogłam z nim jeździć nawet pośród klaczy. Niektórzy twierdzą, że kobiety nie powinny jeździć na ogierach, ale odpowiednia praca z nim, której nauczył mnie Piotr, rozwiała moje wątpliwości. Należało jednak przestrzegać wielu zasad bezpieczeństwa. Drugi miał na imię Jack Daniels. Kupiłam go, gdy był młodym ogierem, ale został wykastrowany. To koń bardzo wesoły, wszyscy go kochają, jest bardzo ufny i przyjacielski. Uwielbiał skakać i widać było tę jego radość podczas treningów – opowiada Aleksandra Tokarewicz.

Wypracowanie silnej relacji i zaufania z oboma końmi i wzajemna nauka siebie były dla menedżerki jedną z najwspanialszych przygód. Twierdzi, że przeszła szkolenie z końskiej psychiki, a także pozyskała wiedzę o samej sobie.

Pomocnicy w biznesie

Członkini zarządu Helping Hand uważa, że konie nauczyły ją wiele, także w kontekście bycia dobrym liderem. Podczas pracy z nimi pojęła, że współpraca i jej efekty opierają się na wsparciu i zaufaniu, a nie na dominacji i władzy.

– Mądre przywództwo polega na stałym nadawaniu kierunku i sprawdzaniu, czy wszyscy wiedzą, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Podobnie jak w jeździe konnej plan zarządzania powinien być opracowany na wiele kroków do przodu. To buduje poczucie bezpieczeństwa. Zarówno do koni, jak i do prowadzenia ludzi potrzebny jest jasny komunikat i konsekwencja w działaniu, a także stosowanie metody małych kroków. Co więcej, w obu tych aspektach potrzebna jest dobra baza i nie ma drogi na skróty, ponieważ stosując chwilowe patenty, możemy stracić wypracowane zaufanie. Często liderzy myślą, że skoro mają władzę z nadania, to mogą po prostu czegoś chcieć albo nakazać. To tak nie działa. Kierowanie z pozycji siły często przynosi negatywne skutki – twierdzi Aleksandra Tokarewicz.

Mimo że obecnie jeździ konno tylko rekreacyjnie, nadal pamięta wszystko, czego się nauczyła od swoich koni. Ma także marzenie o domku na Podlasiu i własnej stajni, w której zamieszka koń zimnokrwisty, spokojny, niesportowy. Będzie z nim jeździła do lasu, a za nimi będą podążały cztery psy, które także są częścią tego planu.

Sesja zdjęciowa powstała dzięki uprzejmości Weroniki Guerquin-Koryzmy, właścicielki Stajni Aleksandrów