Kwietniowy wstępny odczyt wskaźnika koniunktury PMI dla strefy euro wyniósł 13,5 pkt. To najgorszy wynik od chwili, gdy autor badania, IHS Markit, zaczął je robić dla eurogrupy, a więc od lipca 1998 r. To konsekwencje środków ograniczających działalność gospodarczą, wprowadzonych przez rządy, by zapanować nad skalą szerzącej się pandemii. Nieco mocniej kryzysem dotknięty został sektor usług — odczyt dla tej części gospodarki Eurostrefy spadł do poziomu 11,7 pkt. Wynika to z faktu, że to właśnie sektor usług wymaga większej liczby interakcji międzyludzkich, w związku z czym działanie wielu punktów usługowych zostało albo poważnie ograniczone, albo wręcz całkowicie zakazane na czas pandemii. Wynik sektora przemysłowego także jest jednak tragiczny — to 18,4 pkt, spadek o 20,1 pkt względem marca, którego odczyty także były już przecież nieco dotknięte pandemią.
Wskaźnik PMI jest tak uważnie śledzony szczególnie w erze kryzysu, ponieważ w przeszłościjego odczyty dość dobrze prognozowały głębokość spadku produktu krajowego brutto w kolejnym kwartale. Na podstawie czwartkowych odczytów analitycy odpowiedzialni za przygotowanie wskaźnika PMI szacują, że PKB strefy euro spadnie w II kwartale o 3,7 proc. Co ważne, znacznie silniejszy spadek czekałby Niemcy, bowiem IHS prognozuje spadek PKB dla Francji na poziomie 2,4 proc., podczas gdy gospodarka naszego zachodniego sąsiada zmniejszyłaby się o 6,8 proc. Komentując kwietniową zapaść koniunktury w strefie euro Claus Vistesen, główny ekonomista Pantheon Macroeconomics, podkreśla, że losy gospodarek europejskich zależą w dużej mierze od skuteczności pomocowych programów rządowych oraz decyzji poszczególnych państw dotyczących ponownego otwierania gospodarek.
„Gospodarka strefy euro nie tylko upadła płasko na twarz na początku drugiego kwartału, ale uderzyła głową w chodnik. Zwracamy uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, firmy są teraz zmuszone do radykalnego ograniczenia siły roboczej, ale osobne dane sugerują, że rządowe programy utrzymania etatów oraz pracy krótkoterminowej zaczynają obowiązywać, szczególnie we Francji i Niemczech. Takie środki są z natury tymczasowe,ale dobrą wiadomością jest to, że pracownicy nie są zmuszani do bezwzględnego bezrobocia w tempie wynikającym z ogólnego spadku produkcji i ogólnej aktywności. Po drugie, perspektywy respondentów na najbliższe 12 miesięcy spadły poniżej poziomu w marcu, co wskazuje, że firmy nie są tak optymistyczne, jeśli chodzi o szybki powrót do normalności, jak na przykład rosnące oczekiwania inwestorów” — wylicza ekspert brytyjskiego think tanku.
Dodaje, że sukces wysiłków rządów w celu ponownego otwarcia gospodarek w ciągu najbliższych dwóch do trzech miesięcy określi, czyje wizje będą prawdziwe.
Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, podkreśla, że problemy unijnej gospodarki w sposób bezpośredni przełożą się na problemy nad Wisłą.
„W czasie tego kryzysu nie zadziałają naturalne stabilizatory polskiej gospodarki, które uchroniły nas od recesji w 2008 roku czy w czasie wojen handlowych. Nie możemy liczyć na mocny popyt krajowy oraz popyt wewnętrzny Eurolandu, który jest docelowym rynkiem większości naszego eksportu. Słabość popytu w Eurolandzie jeszcze uderzy w polski przemysł i PKB w II kwartale 2020 r.” — zaznacza ekspert.