Odwrócenie cyklu w sprzedaży jest bardzo wyraźne. We wrześniu sprzedaż detaliczna w Polsce była o 0,3 proc. niższa r/r wobec spadku o 2 proc. r/r w sierpniu. Jeszcze lepiej jest patrzeć na wolumeny i zmiany miesięczne, bo tutaj dobrze widać zmianę kierunku. O ile jeszcze między marcem a czerwcem sprzedaż spadła o 1,1 proc., o tyle między czerwcem a wrześniem wzrosła o 3,6 proc. Taki wzrost w trzy miesiące w przeszłości zdarzał się niezmiernie rzadko.
Powodem odwrócenia trendu jest oczywiście fakt, że spadająca inflacja uwolniła potencjał zakupowy konsumentów. Nominalne wynagrodzenia rosną w tempie ok. 10 proc. rocznie, a inflacja obniżyła się z 18 do 8 proc., co automatycznie pozwoliło kupować więcej towarów.
W strukturze sektorowej sprzedaży wyróżniają się szczególnie trzy obszary. Po pierwsze, są to towary pierwszej potrzeby: żywność, farmaceutyki, kosmetyki. Tutaj rosnący wolumen nie musi wynikać z tego, że konsumenci kupują fizycznie więcej towarów, ale że kupują towary droższe, co przekłada się na realną dynamikę sprzedaży. Po drugie, są to samochody i części. Wzrost sprzedaży w tej dziedzinie może być zasługą większej dostępności sprzętu. Jest to już od wielu miesięcy widoczne w rejestracjach nowych pojazdów (które kupują głównie firmy). Po trzecie, wzrosła sprzedaż paliw. Powód jest oczywisty – prawdopodobne zaniżanie cen przez największego sprzedawcę przed wyborami, co mogło wywołać m.in. wzrost zakupów przez osoby z zagranicy.
Jeden obszar wyróżnia się natomiast negatywnie: meble i sprzęt RTV/AGD, a więc droższe dobra trwałe. Tutaj obserwujemy stagnację po wielu miesiącach głębokich spadków. Sprzedaż dziś jest o ok. 20 proc. niższa niż w szczycie w 2021 r. Stagnacja wynika nie tylko z faktu, że gospodarstwa domowe są nasycone tego typu towarami, ale też z tego, że w zachowaniu konsumentów wciąż widać podwyższoną ostrożność. W badaniach nastrojów konsumentów prowadzonych przez GUS widać na przykład, że chęć do dokonywania ważnych zakupów jest wciąż wyraźnie niższa niż w 2021 r., mimo że deklarowana ocena własnej sytuacji finansowej przez gospodarstwa jest już lepsza niż wtedy. To nie jest więc ożywienie konsumpcji pełną gębą.
W najbliższym czasie gospodarstwa domowe dostaną wiatr w żagle i prawdopodobnie zaczną kupować więcej droższych towarów.
Przede wszystkim realna dynamika płac będzie coraz wyższa. Dziś wynosi ok. 2 proc. r/r, ale w ciągu kilku miesięcy powinna sięgnąć 3-4 proc., a może nawet więcej. Ponadto od stycznia wchodzi w życie potężna podwyżka płacy minimalnej – nominalnie aż o 18 proc. (plus kolejne 1,5 proc. od lipca). To może zarówno podbić realną dynamikę płac ponad podany wyżej przedział, ale też zwiększyć konsumpcję z powodu przesunięcia struktury dochodów w stronę osób zarabiających poniżej średniej krajowej. Do tego dochodzi podniesienie transferu na dzieci z 500 do 800 zł, co przełoży się na ok. 20 mld zł dodatkowych dochodów gospodarstw – w ujęciu relatywnym będzie to wzrost o ok. 1 proc. Jest też kilka propopytowych elementów w programie partii politycznych, które wygrały wybory – podwyżki wynagrodzeń w budżetówce, podwyżka kwoty wolnej od podatku itp. Nie wiemy, co zostanie wprowadzone od razu, ale na pewno będą to istotne zmiany.
Popyt konsumpcyjny ruszy więc mocniej w górę. Kłopot polega tylko na tym, że w takich warunkach może być trudniej ograniczać inflację. Stopy procentowe mogą więc nie spadać tak szybko, jak się do tej pory wydawało.