Kopacz wystraszyła się stonogi (BLOG)

Grzegorz NawackiGrzegorz Nawacki
opublikowano: 2015-06-10 20:12

Akta śledztwa ujawnione przez kontrowersyjnego biznesmena nie odkryły żadnych nowych faktów. A premier zareagowała jakby zdetonowały bombę.

„Nigdy, dopóki jestem premierem, nie pozwolę na grę taśmami w tej kampanii” – tak premier Ewa Kopacz zaczęła na środowej konferencji komentarz do ujawnienia w internecie przez Zbigniewa S. akt śledztwa dotyczącego nielegalnych podsłuchów polityków i biznesmenów  tzw. afery taśmowej.

W drugim zdaniu sama sobie zaprzeczyła, bo ogłosiła, że przyjęła dymisję ministrów:  Włodzimierza Karpińskiego, Bartosza Arłukowicza i Andrzej Biernata, wiceministrów: Rafała Baniaka, Tomasza Tomczykiewicza i Stanisława Gawłowskiego oraz Jacka Rostowskiego, który szefował zespołowi jej doradców. Ósmą ofiarą został Radek Sikorski, który musiał zrezygnować z funkcji marszałka Sejmu. 

- Rozmawiałam z osobami, które pojawiają się na taśmach. Wspólnie uznaliśmy, że nie możemy czekać. Po tych rozmowach mogę powiedzieć z satysfakcją, że ci, którzy są ofiarami tych nielegalnych podsłuchów wykazali się szczególną odpowiedzialnością za państwo, a nie przywiązaniem do swoich stanowisk – tłumaczyła Ewa Kopacz.

Tu szczegółowa relacja z trzęsienia ziemi w rządzie 

Czyli osiem osób musiało odejść w związku z ujawnieniem akt śledztwa. Co w tych aktach jest takiego wstrząsającego? Nic. W odróżnieniu od wielu dyskutujących o „aferze”, ja do 4 rano w poniedziałek i przez pół wtorku studiowałem ich treść. Nie ma w nich nic nowego, co wcześniej nie zostało ujawnione przez media. Nie ma tam stenogramów z rozmów dotąd nie opublikowanych przez „Wprost”, a więc nie poznaliśmy żadnych wstrząsających wypowiedzi polityków czy biznesmenów. Wątki, które podchwyciły niektóre media (i tak mało sensacyjne) bazują na zeznaniach kelnerów, którzy relacjonują kogo nagrali, mówiąc „z tego, co pamiętam, to X i Y rozmawiali o…”. Jednocześnie kelnerzy zeznali, że nie odsłuchiwali nagrań, a jedynie wychwytywali hasła, czasem je po swojemu interpretując, i przekazywali je z nagraniami Markowi F. Co więcej, nawet te wątki są wyjątkowo słabego kalibru na tle tych, które dotąd zostały ujawnione (a przecież i te były wątłe). Przecież gdyby były mocne to osoba przekazując nagrania mediom by je przekazała w pierwszej kolejności, a tak sama uznała, że nie ma w nich potencjału na aferę.

Podsumowując, nic nowego i strasznego się nie ukazało, a reakcja taka jakby wybuchła bomba. Jeśli ktoś na opublikowaniu treści nagrań stracił to Marek F. Dotąd niektórzy dawali wiarę jego zapewnieniom o niewinności, lektura zeznań Łukasz N. tę wiarę z pewnością mocno osłabia. Skoro PO, słusznie, przez rok utrzymywała, że nie ulegnie szantażowi i nie pozwoli, by osoba rozgrywając nielegalne podsłuchy sterowała składem polskiego rządu, to skąd ten nagły zwrot? Inaczej niż paniką i walką o wyborców nie da się tego wytłumaczyć. Śmiem wątpić czy wyborcy docenią paniczne ruchy. Słabe to państwo, w którym karty rozdają Marek F. i Zbigniew Z. No ale przecież były minister spraw wewnętrznych stwierdził, że „państwo istnieje tylko teoretycznie”.