KRAJOWE WĘDKI SĄ SPROWADZANE Z AZJI
Importerzy wędzisk z reguły nie są zainteresowani wstawianiem swoich towarów do supermarketów
NA POLSKĄ KIESZEŃ: Około 80 procent wędzisk sprzedawanych w Polsce kosztuje nie więcej niż 150 złotych. Kiedy sprowadziliśmy profesjonalną wędkę za 12 tysięcy złotych, to czekała na klienta osiem miesięcy — mówi Jacek Wetppo, przedstawiciel firmy Shimano. fot. M. Pstrągowska
W Polsce jest około dwóch milionów wędkarzy. Mają oni własną audycję telewizyjną, a nakłady branżowych czasopism przekraczają 100 tysięcy egzemplarzy. W kraju nie ma jednak żadnej fabryki, która wytwarzałaby wędki. Na miejscu produkuje się jedynie spławiki, żyłki i sztuczne przynęty.
Specjaliści z branży wędkarskiej szacują, że polscy amatorzy moczenia kija co roku wydają na swoje hobby od 120 do 150 milionów dolarów. Od połowy lat dziewięćdziesiątych coraz trudniej jest jednak sprzedać w Polsce wędkę lub kołowrotek. Urządzenia te mogą być z powodzeniem użytkowane nawet przez 10 lat, a większość krajowych amatorów łowienia ryb zaopatrzyła się już w sprzęt średniej światowej klasy. Ich zainteresowanie przenosi się więc na różne wędkarskie akcesoria: spławiki, żyłki, zanęty i podbieraki.
— Sprzedaż akcesoriów wędkarskich wzrasta co roku o około 20 procent — twierdzi Tomasz Stępień, współwłaściciel przedsiębiorstwa Leszcz.
Co jest zupełną nowością w naszym kraju, niektórzy wędkarze zaczynają też kupować towar nie związany bezpośrednio z łowieniem ryb.
— Dotychczas na ryby jechało się w starym ubraniu, a wędkę przywiązywało do roweru. Obecnie pojawili się pierwsi klienci na specjalne ubrania dla wędkarzy oraz pokrowce na wędki — mówi Artur Szałkowski z firmy Dragon Fishing Equipment.
Azjatyckie fabryki
Najważniejsze dla miłośników łowienia ryb nie są zresztą specjalne ubrania czy pokrowce, ale wędki. Nikt ich jednak w Polsce nie produkuje. Rynek jest zbyt mały, aby któreś z polskich przedsiębiorstw zdecydowało się na budowę własnej fabryki wędek.
— Produkcja nowoczesnych wędzisk z włókna węglowego to inwestycja rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów. Żadna polska firma z branży wędkarskiej nie jest w stanie ponieść takich nakładów — zauważa Artur Szałkowski.
To, że polskich firm nie stać na budowę własnych fabryk wędek, nie oznacza jednak, że na rynku nie ma wędzisk sprzedawanych pod ich markami handlowymi. Niektóre polskie przedsiębiorstwa zdecydowały się bowiem zamawiać w azjatyckich fabrykach serie wędek produkowane specjalnie na ich potrzeby.
— Większość wędzisk, które trafiają na polski rynek pod szyldem zachodnioeuropejskich firm, jest produkowana na Dalekim Wschodzie. Kiedy się tym bliżej zainteresowaliśmy, okazało się, że możemy w tych samych fabrykach zamawiać takie same wędki i sprzedawać je pod własną marką. Omijając zachodnich pośredników mogliśmy obniżyć ceny i pozyskać tylu klientów, że z nawiązką zwróciły się nakłady, które musieliśmy ponieść na promocję nowej marki — wyjaśnia Przemysław Chmielewski, dyrektor handlowy w przedsiębiorstwie Andrzeja Podeszwy.
Supermarketom nie
Sprzedażą detaliczną sprzętu wędkarskiego zajmują się głównie małe, specjalistyczne sklepy. W całej Polsce jest ich około 1,5 tysiąca. Mniej więcej połowa z nich to placówki o czysto wędkarskim charakterze. Reszta łączy sprzedaż artykułów wędkarskich ze sprzętem sportowym lub zoologią. Importerzy wędzisk z reguły nie są zainteresowani wstawianiem swoich towarów do supermarketów.
— Supermarkety kilkakrotnie zwracały się do mnie z ofertą współpracy. Za każdym razem odmawiałem. Wielkie sieci handlowe chcą płacić za dostarczony towar z kilkumiesięcznym opóźnieniem, a ja nie widzę powodu, żeby kredytować ich działalność. Poza tym nie ma tam fachowej obsługi, a supermarkety nie są skłonne płacić za to, co klienci zniszczą w trakcie oglądania — podkreśla Bogdan Gosztyła, właściciel firmy Konger.
Podobnie wypowiadają się również szefowie innych firm z branży wędkarskiej.
— Supermarkety mają bardzo duże wymagania wobec dostawców, a niewiele oferują w zamian. W przypadku wyczerpania towaru w sklepie, nowych dostaw oczekują niemalże na telefon. Płacić zaś chcą dopiero po zakończeniu kilkumiesięcznego sezonu, za wszystkie dostawy razem — tłumaczy Krzysztof Misztal, właściciel firmy Mister Fish Poland.
Niebagatelne znaczenie dla importerów wędzisk ma też reakcja dotychczasowych partnerów handlowych na współpracę z supermarketami.
— Jeżeli wędka w supermarkecie byłaby 30 do 50 złotych tańsza niż w małym sklepie, to wiele takich placówek przestałoby je zamawiać. Kiedyś byłem świadkiem, gdy do małego sklepu przyjechał dostawca zanęty, który wcześniej zaczął ją dostarczać również do pobliskiego hipermarketu. Właścicielka sklepiku po prostu mu odmówiła — dodaje Krzysztof Wiśniewski z firmy Mavero.