KRAKCHEMIĘ ZASILI INWESTOR Z BRANŻY
Nowy prezes krakowskiej spółki zapowiada reorganizację działalności firmy
W NOWYCH BUTACH: Jerzy Mazgaj, do tej pory przedstawiciel handlowy m.in. koncernów odzieżowych Hugo Boss oraz Kenzo, teraz spróbuje swoich sił w spółce, która potrzebuje twardej ręki i otwartej głowy. fot. Borys Skrzyński
Jerzy Mazgaj, powołany w ubiegłym tygodniu na stanowisko prezesa KrakChemii, ujawnia, że nowa strategia spółki powstanie w ciągu miesiąca. Zakłada ona m.in. zmianę profilu istniejących hipermarketów handlowych oraz poszukiwanie inwestora z grupy firm budujących centra handlowousługowo-rozrywkowe.
„Puls Biznesu”: Co sprawiło, że podjął się Pan kierowania KrakChemią, ostatnio ulubioną spółką spekulantów giełdowych, ze skłóconym akcjonariatem oraz coraz gorszymi wynikami finansowymi?
Jerzy Mazgaj: Wyniki finansowe spółki są coraz lepsze, a strata w poprzednich miesiącach spowodowana była różnicami kursowymi.
Z kolei opinia inwestorów na nasz temat także nie jest chyba aż tak zła. Nasz kurs akcji przecież stale rośnie. I jeszcze jedno. Akcjonariat nie jest skłócony. Pani Magdalena Altendorf-Pszon, kontrolująca około 20 proc. akcji spółki, pogratulowała mi objęcia stanowiska prezesa. To wiele tłumaczy, a ponadto nikt z członków rady nadzorczej nie głosował przeciwko mojej kandydaturze.
Przyjąłem tę posadę, bo od początku mojej kariery zajmowałem się działalnością handlową, a KrakChemia jest przecież spółką specjalizującą się w tej właśnie branży. Posiada też bardzo interesujące nieruchomości w centrach miast, które można doskonale zagospodarować.
— Jaki jest więc Pana pomysł na przyszłość KrakChemii?
— Po pierwsze, powołałem profesjonalny zarząd. Zastępcą jest prezes Leszek Mikos, który kształcił się m.in. we Francji. Drugim członkiem zarządu jest Bill Mays, który pracował dla Bank of America, ale mieszka w Krakowie i był także zatrudniony w kilku międzynarodowych firmach developersko-budowlanych.
Po drugie, KrakChemia musi wreszcie przestać robić „wszystko i nic”. Nie może być jednocześnie hurtownią handlową i supermarketem. Musi znaleźć dla siebie perspektywiczną niszę rynkową i nie może konkurować z międzynarodowymi sieciami handlowymi. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że w dłuższej pespektywie nie powinniśmy walczyć z silniejszymi. Dlatego skupimy się na wykorzystaniu naszych doskonale zlokalizowanych nieruchomości, gdzie zbudujemy centra handlowo-usługowo-rozrywkowe o podwyższonym standardzie — podobne do istniejących na Zachodzie, gdzie klienci przychodzą nie tylko po zakupy, ale żeby odpocząć. Spółka musi być znowu krok przed konkurencją — tak jak to było w przypadku budowy sieci supermarketów.
— Co się więc stanie z dotychczasowymi obiektami handlowymi spółki?
— Na razie zamierzamy podwyższać ich standard. Wprowadzimy do nich profesjonalnych konsultantów. Będziemy także tworzyć specjalistyczne spółki zależne.
— Czy będą to spółki zależne z największymi konkurentami branżowymi?
— Zdecydowanie nie. Myślimy raczej o developerach, którzy pomogą nam stworzyć na naszych działkach obiekty, jakich dotąd w Polsce jeszcze nie było.
— Czy KrakChemia potrzebuje silnego inwestora branżowego?
— Tak. Będzie to inwestor specjalizujący się w budowie i zarządzaniu dużymi centrami handlowo-usługowo-rozrywkowymi. I bardzo możliwe, że jeszcze w tym roku pojawi się on w spółce.
— Kiedy strategia spółki, zakładająca wszystkie te zmiany, zostanie przygotowana?
— Przed czerwcowym WZA.
— Na rynku kapitałowym pojawiła się informacja, że uratował Pan spółkę przed wrogim przejęciem i że jest Pan wraz z prezesem Mikosem posiadaczem znacznego pakietu akcji spółki. Czy to prawda?
— Rzeczywiście zmieniliśmy proporcje kapitałowe w spółce.
— Ile Pan zainwestował w akcje spółki?
— Wystarczająco dużo.
— Co z Pana pozostałymi interesami handlowymi?
— Są to zupełnie niekonkurencyjne branże. Rada nadzorcza spółki udzieliła mi zgody na kontynuowanie tej działalności.